Powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Wszędzie kręcili się ludzie, co znaczyło, że lekcje się jeszcze nie zaczęły. Na moje szczęście zaraz po wejściu do budynku rzuciła mi się w oczy strzałka przyklejona na ścianie z napisem "sekretariat". Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam pewnym krokiem w wyznaczonym kierunku. Ludzie, którzy przechodzili obok mnie parzyli jakbym przybyła z kosmosu czy coś. Ta szkoła była na prawdę wielka, bo dotarcie do głupiego sekretariatu zajęło mi dobre kilka minut.
Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami , poprawiłam torbę na ramieniu i lekko zapukałam w drzwi. Mogłam się założyć o grube miliony, że przez gwar panujący na korytarzu osoby siedzące w środku nie słyszały pukania. A jednak po chwili usłyszałam stłumione "proszę". Dobrze, że rzadko kiedy się o coś zakładam. Robię to tylko jeśli mam pewność, że wygram. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją uchylając drzwi. Weszłam do dość sporego pomieszczenia. Pod dwoma równoległymi ścianami stały dwa biurka, a przy nich dwie kobiety. Jedna starsza o krótko przystrzyżonych ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu, którym od razu zmierzyła moją osobę. Druga była zdecydowanie młodsza, miała jasno rude, proste włosy sięgające do ramion i łagodny wyraz twarzy.
- Ty jesteś pewnie Lexi? - zaczęła ta młodsza.
Bardzo się ucieszyłam, że to z nią miałam wszystko omówić, bo druga kobieta sprawiała wrażenie jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Kiwnęłam głową, a kobieta wskazała dłonią na krzesełko, na którym po chwili siedziałam. Katie, bo tak nazywała się ruda kobieta, w dużym skrócie objaśniła mi zasady panujące w szkole. Zasady jak zasady - są po to by je łamać! Kiedy skończyła podała mi mój nowy plan lekcji i życzyła powodzenia w nowym środowisku. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. To była na prawdę miła kobieta, co mogło oznaczać dobry początek.
- Do widzenia - powiedziałam okręcając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia, w międzyczasie chowając książki do torby.
Następnym moim zadaniem, zanim zadzwoni dzwonek, było odnalezienie swojej szafki. Obeszłam większą połowę korytarza, kiedy zauważyłam szafkę z numerkiem dwieście trzynaście. W głowię wciąż powtarzałam sobie kombinację cyferek, które miały być czymś w rodzaju hasła do kłódki. W Seattle mieliśmy zwyczajne kłódki, takie z kluczykiem. Westchnęłam i podeszłam do szafki. Przez chwilę mocowałam się z tą cholerną kłódką, co chwila klnąc pod nosem, ale jednak odniosłam zwycięstwo i miałam ochotę skakać z radości! Po chwili usłyszałam czyjś cichy śmiech po mojej lewej stronie. Zacisnęłam pięść i już szykowałam się to przyłożenia temu komuś w twarz, kiedy owa osoba się odezwała.
- Nowi zwykle mają problem z tymi szafkami - powiedziała wesoło. Odwróciłam się w jej stronę, bo to była dziewczyna, co już wcześniej wywnioskowałam po głosie. - Bo jesteś nowa, tak? Znam tu wszystkich, a ciebie widzę pierwszy raz - dodała z uśmiechem wysoka dziewczyna o blond włosach sięgających łopatek, zielonych oczach i szerokim uśmiechem.
- Tak, jestem nowa - odparłam, poprawiając włosy.
- Jestem Sophie - dziewczyna podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją i odpowiedziałam.
- Lexi.
- Co masz teraz? Pomogę ci odnaleźć się - zaśmiała się Sophie.
Uśmiechnęłam się do niej, ta szkoła wcale nie musiała być taka zła. Szybko wygrzebałam z torby plan lekcji i podałam go dziewczynie. Sama wypakowałam książki do szafki i w międzyczasie spojrzałam na plan jakie lekcje miałam do przerwy na lunch, wtedy było więcej czasu, żeby znów powalczyć z szafką i wyciągnąć inne książki. Wrzuciłam do torby potrzebne rzeczy i spojrzałam na Sophie.
- Teraz masz angielski ze starą Williams, strasznie przynudza, ale da się przeżyć - powiedziała, ruszając w tylko jej znanym kierunku. Po drodze natrafiłyśmy na dwóch znajomych Sophie.
- Greene! - krzyknął jeden z nich na powitanie.
- Foster! Turner! - powitała ich blondynka z szerokim uśmiechem. - Nie idziecie na lekcje?
- Nie bardzo nam się chce - zaśmiał się jeden z nich, wysoki brunet z fullcapem na głowie i niebieskimi, błyszczącymi oczami. Drugi nieco niższy miał rozwiane brązowe włosy i zielone oczy, którymi bacznie obserwował każdy ruch blondynki. Ona musiała mu się podobać! - A wy? - zapytał brunet, akcentując ostatnie słowo.
- Ach, to Lexi i właśnie wybierałyśmy się na lekcje - sprostowała szybko Sophie.
- Jestem Mike - powiedział podnosząc się ze schodów, na których siedział chłopak i wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją i posłałam mu delikatny uśmiech. Kurczę, tutejsi faceci są na prawdę przystojni!
- Lucas - przedstawił się drugi, kiwając mi głową.
- Musimy iść - powiedziała nagle Sophie. - Nie powinnaś się spóźniać już na samym początku - zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę. Rzuciłyśmy jeszcze chłopakom krótkie "cześć" i szybkim krokiem ruszyłyśmy do jednej z klas.
- Powodzenia - rzuciła moja nowa znajoma i uciekła do swojej klasy. Uśmiechnęłam się i zapukałam lekko w drzwi po czym nacisnęłam na klamkę i weszłam do klasy. Wszystkie oczy od razu skierowały się w moją stronę.
- Em, dzień dobry - zaczęłam niepewnie.
- Dzień dobry - rzuciła starsza kobieta siedząca za biurkiem. - Ty pewnie jesteś Lexi Blood? - Kiwnęłam głową i spojrzałam wyczekująco na nauczycielkę. - Siadaj tam na końcu, dzisiaj nie ma pana Parkera, więc będziesz siedzieć sama. - Ponownie skinęłam głową i zajęłam wyznaczone mi miejsce.
Wypakowałam potrzebne książki i coś do pisania. Podparłam rękę pod brodę i wyjrzałam przez okno, przy którym siedziałam. Po chwili poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Dyskretnie wyjęłam go i zasłaniając rękę torbą, która leżała obok mnie, odczytałam wiadomość. Była ona od Jess, pytała jak w nowej szkole i czy klimat jest do zniesienia. Szybko odpisałam jej, że szkoła jest okej, ale mi jej brakuje, a klimat jest całkiem znośny. Sophie miała rację, nauczycielka strasznie przynudzała, co sprawiło, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej i co chwila wymieniałam się SMS'ami z przyjaciółką. Z ulgą przyjęłam koniec lekcji, którą oznajmił dzwonek rozbrzmiewający w całej szkole. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam na korytarz wzrokiem próbując odnaleźć Sophie. Niestety moje próby poszły na marne i byłam skazana sama na siebie. Ruszyłam przed siebie poszukiwaniu klasy od matematyki, jednak po chwili w zasięgu mojego wzorku pojawił się Mike przedzierający się przez tłum.
- Hej, Lexi - krzyknął, będąc już nie daleko. Zatrzymałam się i poczekałam na niego. - Sophie powiedziała mi, że mamy razem matmę, więc pomyślałem, że może przyda ci się pomoc w odnalezieniu klasy? - wyjaśnił szybko, uśmiechając się lekko.
- Dzięki - odparłam, również się uśmiechając. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy an parapecie przy oknie, które znajdowało się niedaleko klasy.
- To skąd przyjechałaś? - zapytał, zaczynając rozmowę.
- Ze Seattle - odparłam, opierając się plecami o ścianę.
- Kurczę, to kawał drogi stąd. - Pewnie tęsknisz, co?
- Cholernie - odparłam, spoglądając za okno. Nie lubiłam okazywać słabości, a Mike od razu poruszył drażliwy temat. - Wiesz co jest najdziwniejsze? -zapytałam, próbując zmienić temat. Chłopak kiwnął głową abym kontynuowała. - Dziwnie jest być kimś zwyczajnym, niezauważalnym. W poprzedniej szkole wszyscy wiedzieli kim jestem i, że jeśli krzywo się na mnie spojrzą to im przyłożę - roześmiałam się, teraz to brzmiało absurdalnie, ale tak była prawda!
- Serio? - zaśmiał się razem ze mną. - Nie sprawiasz wrażenia takiej co by mogła komuś przywalić - powiedział, przyglądając się mi.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak na ostatnim balu na zakończenie roku szkolnego jakaś laska kleiła się do Jacka, więc pociągnęłam za jej doczepiane kudły tak, że wylądowała w misce z czerwonym sokiem, który ubrudził całą jej białą sukienkę. Przynajmniej odeszłam w wielkim stylu!
- Ja chyba nie mógłbym tak wszystkiego zostawić - powiedział po chwili Mike.
- Ja nie miałam wyjścia - mruknęłam. - Gdybym mogła od razu bym tam wróciła, do przyjaciół i chłopaka, w sumie już byłego chłopaka. - Nie miałam pojęcia czemu mówiłam mu to wszystko, gdzieś głęboko w mojej duszy czułam, że mogę mu zaufać, choć zdobyć moje zaufanie było niezwykle trudno. Zbyt wiele razy zawiodłam się na ludziach.
- Ej, będzie dobrze - powiedział i przysunął się bliżej mnie, po czym objął mnie ramieniem. - Jakby co możesz na mnie liczyć - dodał, patrząc na mnie kątem oka.
- Dzięki - odparłam, wzdychając.
- Poza tym Sophie chyba już cię polubiła, więc prędko się jej nie pozbędziesz - zaśmiał się. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc zaczęliśmy się zbierać.
W przerwie na lunch udałam się razem z Sophie, z którą miałam ostatnią lekcję, czyli fizykę, na zewnątrz za szkołę. Po chwili szukania znalazłyśmy Mike'a i Lucasa, którzy zajęli nam stolik. Blondynka usiadła koło Lucasa, który był w siódmym niebie, a ja zajęłam miejsce obok Mike'a. Przez cały dzień esemesowałam z Jessicą i Jackiem.
- Lexi, odłóż wreszcie ten telefon - mruknął znudzony Mike, zabierając i komórkę.
- Oddaj to! - warknęłam na niego.
- Ciągle tylko piszesz SMS'y, pogadaj z nami - powiedział, trzymając mnie za ramię, a drugą rękę, w której trzymał mój telefon, wyciągnął do góry, tak, żebym nie mogła go dosięgnąć.
- Tak w ogóle to gdzie jest Chris? Nie widziałam go cały dzień - zapytała nagle Sophie.
- Niezły masz zapłon, Greene - zaśmiał się brunet. - Nie przyszedł dzisiaj - powiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Tak o, nie iść do szkoły.
Przegadaliśmy cały lunch. Oni byli na prawdę w porządku, nigdy nie zastąpią mi Jess, ale to zawsze coś, nie? Kiedy dzwonek oznajmił koniec przerwy Mike oddał mi telefon i powiedział, nachylając się w moją stronę;
- Zapisałem ci swój numer, nie dziękuj. - I oddalił się w przeciwnym kierunku.
Po skończonych lekcjach udałam się z Sophie do pobliskiej kawiarni na kawę mrożoną. Usiadłyśmy przy stoliku w klimatyzowanym pomieszczeniu i czekałyśmy na zamówione napoje. Rozmawiałyśmy na banalne tematy, takie jak makijaż czy chłopcy. Pomijałyśmy drażniący mnie temat.
- Lucas na ciebie leci - powiedziałam podczas rozmowy. - Tylko mi nie mów, że nie zauważyłaś.
- Serio? - blondynka spojrzała na mnie unosząc brwi, na co ja pokiwałam głową.
- Odkąd go tylko zobaczyłam robił do ciebie maślane oczy, a ty powinnaś rozpatrzyć zakup okularów - zaśmiałam się. Sophie uśmiechnęła się lekko. Znałam ten uśmiech! Tak uśmiechając się tylko dziewczyny, którym podoba się ktoś o kim mówię! Może pobawię się w swatkę?
- Hm, a co to za Chris, o którego pytałaś na lunchu? - zapytałam, odbierając od kelnerki moją kawę i popijając ją.
- Chris Parker, kumpel Mike'a i Lucasa od zawsze. Trochę tajemniczy i chyba każda dziewczyna na niego leci. Prócz mnie, tacy jak on mnie nie kręcą - wytłumaczyła.
- To znaczy? - brnęłam dalej w ten temat.
- Jak to delikatnie ująć - zaczęła, głęboko się nad tym zastanawiając. - Przeleci każdą, która mu się nawinie, nie ma mowy o uczuciach czy stałych związkach. Zaliczyć i zostawić. Tyle. - Od razu go skreśliłam. W sumie, jeśli nie przestanę kochać Jacka to każdego skreślę.
- No, ale jest przystojny - dodała Sophie. Kiwnęłam głową i nie brnęłam dalej w ten temat. Był chujem i tyle.
Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednią cyfrą. Oparłam się plecami o chłodną ścianę i przymknęłam oczy. Po dwóch miesiącach wakacji cholernie się rozleniwiłam i teraz szkoła była dziesięć razy bardziej męcząca niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy urządzenie zatrzymało się na moim piętrze odepchnęłam się od ściany i wyszłam na korytarz. Jak na złość wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - mruknęłam i już miałam odejść, kiedy usłyszałam głos, który wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Cześć, Lexi.- Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam Max'a, którego poznałam poprzedniego dnia. Uśmiechał się szeroko, ukazując przy tym rząd równych, białych zębów.
- Cześć, Max - odparłam, przeczesując palcami włosy.
- Pamiętasz może o spacerze, który ci obiecałem? - zapytał z jakby nadzieją w głosie. Kiwnęłam głową. - Co ty na to, żebyśmy się na niego wybrali za jakieś półtorej godziny?
- Jasne, czemu nie - odparłam, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
- Okej, to jesteśmy umówieni - powiedział i wszedł do windy, machając mi. Odmachałam mu i weszłam do mieszkania.
_________________________________________
Znów jest druga w nocy, znów ledwo patrzę na oczy i jeszcze muszę się wykąpać, ale napisałam! Znów nic się ciekawego nie dzieje, ale to na razie takie wprowadzenie, więc raczej nie wprowadzę tu akcji ^^
Nie mam siły myśleć, więc się z wami żegnam! Dobranoc i udanych ostatnich dni wakacji! <3
Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami , poprawiłam torbę na ramieniu i lekko zapukałam w drzwi. Mogłam się założyć o grube miliony, że przez gwar panujący na korytarzu osoby siedzące w środku nie słyszały pukania. A jednak po chwili usłyszałam stłumione "proszę". Dobrze, że rzadko kiedy się o coś zakładam. Robię to tylko jeśli mam pewność, że wygram. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją uchylając drzwi. Weszłam do dość sporego pomieszczenia. Pod dwoma równoległymi ścianami stały dwa biurka, a przy nich dwie kobiety. Jedna starsza o krótko przystrzyżonych ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu, którym od razu zmierzyła moją osobę. Druga była zdecydowanie młodsza, miała jasno rude, proste włosy sięgające do ramion i łagodny wyraz twarzy.
- Ty jesteś pewnie Lexi? - zaczęła ta młodsza.
Bardzo się ucieszyłam, że to z nią miałam wszystko omówić, bo druga kobieta sprawiała wrażenie jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Kiwnęłam głową, a kobieta wskazała dłonią na krzesełko, na którym po chwili siedziałam. Katie, bo tak nazywała się ruda kobieta, w dużym skrócie objaśniła mi zasady panujące w szkole. Zasady jak zasady - są po to by je łamać! Kiedy skończyła podała mi mój nowy plan lekcji i życzyła powodzenia w nowym środowisku. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. To była na prawdę miła kobieta, co mogło oznaczać dobry początek.
- Do widzenia - powiedziałam okręcając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia, w międzyczasie chowając książki do torby.
Następnym moim zadaniem, zanim zadzwoni dzwonek, było odnalezienie swojej szafki. Obeszłam większą połowę korytarza, kiedy zauważyłam szafkę z numerkiem dwieście trzynaście. W głowię wciąż powtarzałam sobie kombinację cyferek, które miały być czymś w rodzaju hasła do kłódki. W Seattle mieliśmy zwyczajne kłódki, takie z kluczykiem. Westchnęłam i podeszłam do szafki. Przez chwilę mocowałam się z tą cholerną kłódką, co chwila klnąc pod nosem, ale jednak odniosłam zwycięstwo i miałam ochotę skakać z radości! Po chwili usłyszałam czyjś cichy śmiech po mojej lewej stronie. Zacisnęłam pięść i już szykowałam się to przyłożenia temu komuś w twarz, kiedy owa osoba się odezwała.
- Nowi zwykle mają problem z tymi szafkami - powiedziała wesoło. Odwróciłam się w jej stronę, bo to była dziewczyna, co już wcześniej wywnioskowałam po głosie. - Bo jesteś nowa, tak? Znam tu wszystkich, a ciebie widzę pierwszy raz - dodała z uśmiechem wysoka dziewczyna o blond włosach sięgających łopatek, zielonych oczach i szerokim uśmiechem.
- Tak, jestem nowa - odparłam, poprawiając włosy.
- Jestem Sophie - dziewczyna podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją i odpowiedziałam.
- Lexi.
- Co masz teraz? Pomogę ci odnaleźć się - zaśmiała się Sophie.
Uśmiechnęłam się do niej, ta szkoła wcale nie musiała być taka zła. Szybko wygrzebałam z torby plan lekcji i podałam go dziewczynie. Sama wypakowałam książki do szafki i w międzyczasie spojrzałam na plan jakie lekcje miałam do przerwy na lunch, wtedy było więcej czasu, żeby znów powalczyć z szafką i wyciągnąć inne książki. Wrzuciłam do torby potrzebne rzeczy i spojrzałam na Sophie.
- Teraz masz angielski ze starą Williams, strasznie przynudza, ale da się przeżyć - powiedziała, ruszając w tylko jej znanym kierunku. Po drodze natrafiłyśmy na dwóch znajomych Sophie.
- Greene! - krzyknął jeden z nich na powitanie.
- Foster! Turner! - powitała ich blondynka z szerokim uśmiechem. - Nie idziecie na lekcje?
- Nie bardzo nam się chce - zaśmiał się jeden z nich, wysoki brunet z fullcapem na głowie i niebieskimi, błyszczącymi oczami. Drugi nieco niższy miał rozwiane brązowe włosy i zielone oczy, którymi bacznie obserwował każdy ruch blondynki. Ona musiała mu się podobać! - A wy? - zapytał brunet, akcentując ostatnie słowo.
- Ach, to Lexi i właśnie wybierałyśmy się na lekcje - sprostowała szybko Sophie.
- Jestem Mike - powiedział podnosząc się ze schodów, na których siedział chłopak i wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją i posłałam mu delikatny uśmiech. Kurczę, tutejsi faceci są na prawdę przystojni!
- Lucas - przedstawił się drugi, kiwając mi głową.
- Musimy iść - powiedziała nagle Sophie. - Nie powinnaś się spóźniać już na samym początku - zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę. Rzuciłyśmy jeszcze chłopakom krótkie "cześć" i szybkim krokiem ruszyłyśmy do jednej z klas.
- Powodzenia - rzuciła moja nowa znajoma i uciekła do swojej klasy. Uśmiechnęłam się i zapukałam lekko w drzwi po czym nacisnęłam na klamkę i weszłam do klasy. Wszystkie oczy od razu skierowały się w moją stronę.
- Em, dzień dobry - zaczęłam niepewnie.
- Dzień dobry - rzuciła starsza kobieta siedząca za biurkiem. - Ty pewnie jesteś Lexi Blood? - Kiwnęłam głową i spojrzałam wyczekująco na nauczycielkę. - Siadaj tam na końcu, dzisiaj nie ma pana Parkera, więc będziesz siedzieć sama. - Ponownie skinęłam głową i zajęłam wyznaczone mi miejsce.
Wypakowałam potrzebne książki i coś do pisania. Podparłam rękę pod brodę i wyjrzałam przez okno, przy którym siedziałam. Po chwili poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Dyskretnie wyjęłam go i zasłaniając rękę torbą, która leżała obok mnie, odczytałam wiadomość. Była ona od Jess, pytała jak w nowej szkole i czy klimat jest do zniesienia. Szybko odpisałam jej, że szkoła jest okej, ale mi jej brakuje, a klimat jest całkiem znośny. Sophie miała rację, nauczycielka strasznie przynudzała, co sprawiło, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej i co chwila wymieniałam się SMS'ami z przyjaciółką. Z ulgą przyjęłam koniec lekcji, którą oznajmił dzwonek rozbrzmiewający w całej szkole. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam na korytarz wzrokiem próbując odnaleźć Sophie. Niestety moje próby poszły na marne i byłam skazana sama na siebie. Ruszyłam przed siebie poszukiwaniu klasy od matematyki, jednak po chwili w zasięgu mojego wzorku pojawił się Mike przedzierający się przez tłum.
- Hej, Lexi - krzyknął, będąc już nie daleko. Zatrzymałam się i poczekałam na niego. - Sophie powiedziała mi, że mamy razem matmę, więc pomyślałem, że może przyda ci się pomoc w odnalezieniu klasy? - wyjaśnił szybko, uśmiechając się lekko.
- Dzięki - odparłam, również się uśmiechając. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy an parapecie przy oknie, które znajdowało się niedaleko klasy.
- To skąd przyjechałaś? - zapytał, zaczynając rozmowę.
- Ze Seattle - odparłam, opierając się plecami o ścianę.
- Kurczę, to kawał drogi stąd. - Pewnie tęsknisz, co?
- Cholernie - odparłam, spoglądając za okno. Nie lubiłam okazywać słabości, a Mike od razu poruszył drażliwy temat. - Wiesz co jest najdziwniejsze? -zapytałam, próbując zmienić temat. Chłopak kiwnął głową abym kontynuowała. - Dziwnie jest być kimś zwyczajnym, niezauważalnym. W poprzedniej szkole wszyscy wiedzieli kim jestem i, że jeśli krzywo się na mnie spojrzą to im przyłożę - roześmiałam się, teraz to brzmiało absurdalnie, ale tak była prawda!
- Serio? - zaśmiał się razem ze mną. - Nie sprawiasz wrażenia takiej co by mogła komuś przywalić - powiedział, przyglądając się mi.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak na ostatnim balu na zakończenie roku szkolnego jakaś laska kleiła się do Jacka, więc pociągnęłam za jej doczepiane kudły tak, że wylądowała w misce z czerwonym sokiem, który ubrudził całą jej białą sukienkę. Przynajmniej odeszłam w wielkim stylu!
- Ja chyba nie mógłbym tak wszystkiego zostawić - powiedział po chwili Mike.
- Ja nie miałam wyjścia - mruknęłam. - Gdybym mogła od razu bym tam wróciła, do przyjaciół i chłopaka, w sumie już byłego chłopaka. - Nie miałam pojęcia czemu mówiłam mu to wszystko, gdzieś głęboko w mojej duszy czułam, że mogę mu zaufać, choć zdobyć moje zaufanie było niezwykle trudno. Zbyt wiele razy zawiodłam się na ludziach.
- Ej, będzie dobrze - powiedział i przysunął się bliżej mnie, po czym objął mnie ramieniem. - Jakby co możesz na mnie liczyć - dodał, patrząc na mnie kątem oka.
- Dzięki - odparłam, wzdychając.
- Poza tym Sophie chyba już cię polubiła, więc prędko się jej nie pozbędziesz - zaśmiał się. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc zaczęliśmy się zbierać.
W przerwie na lunch udałam się razem z Sophie, z którą miałam ostatnią lekcję, czyli fizykę, na zewnątrz za szkołę. Po chwili szukania znalazłyśmy Mike'a i Lucasa, którzy zajęli nam stolik. Blondynka usiadła koło Lucasa, który był w siódmym niebie, a ja zajęłam miejsce obok Mike'a. Przez cały dzień esemesowałam z Jessicą i Jackiem.
- Lexi, odłóż wreszcie ten telefon - mruknął znudzony Mike, zabierając i komórkę.
- Oddaj to! - warknęłam na niego.
- Ciągle tylko piszesz SMS'y, pogadaj z nami - powiedział, trzymając mnie za ramię, a drugą rękę, w której trzymał mój telefon, wyciągnął do góry, tak, żebym nie mogła go dosięgnąć.
- Tak w ogóle to gdzie jest Chris? Nie widziałam go cały dzień - zapytała nagle Sophie.
- Niezły masz zapłon, Greene - zaśmiał się brunet. - Nie przyszedł dzisiaj - powiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Tak o, nie iść do szkoły.
Przegadaliśmy cały lunch. Oni byli na prawdę w porządku, nigdy nie zastąpią mi Jess, ale to zawsze coś, nie? Kiedy dzwonek oznajmił koniec przerwy Mike oddał mi telefon i powiedział, nachylając się w moją stronę;
- Zapisałem ci swój numer, nie dziękuj. - I oddalił się w przeciwnym kierunku.
Po skończonych lekcjach udałam się z Sophie do pobliskiej kawiarni na kawę mrożoną. Usiadłyśmy przy stoliku w klimatyzowanym pomieszczeniu i czekałyśmy na zamówione napoje. Rozmawiałyśmy na banalne tematy, takie jak makijaż czy chłopcy. Pomijałyśmy drażniący mnie temat.
- Lucas na ciebie leci - powiedziałam podczas rozmowy. - Tylko mi nie mów, że nie zauważyłaś.
- Serio? - blondynka spojrzała na mnie unosząc brwi, na co ja pokiwałam głową.
- Odkąd go tylko zobaczyłam robił do ciebie maślane oczy, a ty powinnaś rozpatrzyć zakup okularów - zaśmiałam się. Sophie uśmiechnęła się lekko. Znałam ten uśmiech! Tak uśmiechając się tylko dziewczyny, którym podoba się ktoś o kim mówię! Może pobawię się w swatkę?
- Hm, a co to za Chris, o którego pytałaś na lunchu? - zapytałam, odbierając od kelnerki moją kawę i popijając ją.
- Chris Parker, kumpel Mike'a i Lucasa od zawsze. Trochę tajemniczy i chyba każda dziewczyna na niego leci. Prócz mnie, tacy jak on mnie nie kręcą - wytłumaczyła.
- To znaczy? - brnęłam dalej w ten temat.
- Jak to delikatnie ująć - zaczęła, głęboko się nad tym zastanawiając. - Przeleci każdą, która mu się nawinie, nie ma mowy o uczuciach czy stałych związkach. Zaliczyć i zostawić. Tyle. - Od razu go skreśliłam. W sumie, jeśli nie przestanę kochać Jacka to każdego skreślę.
- No, ale jest przystojny - dodała Sophie. Kiwnęłam głową i nie brnęłam dalej w ten temat. Był chujem i tyle.
Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednią cyfrą. Oparłam się plecami o chłodną ścianę i przymknęłam oczy. Po dwóch miesiącach wakacji cholernie się rozleniwiłam i teraz szkoła była dziesięć razy bardziej męcząca niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy urządzenie zatrzymało się na moim piętrze odepchnęłam się od ściany i wyszłam na korytarz. Jak na złość wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - mruknęłam i już miałam odejść, kiedy usłyszałam głos, który wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Cześć, Lexi.- Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam Max'a, którego poznałam poprzedniego dnia. Uśmiechał się szeroko, ukazując przy tym rząd równych, białych zębów.
- Cześć, Max - odparłam, przeczesując palcami włosy.
- Pamiętasz może o spacerze, który ci obiecałem? - zapytał z jakby nadzieją w głosie. Kiwnęłam głową. - Co ty na to, żebyśmy się na niego wybrali za jakieś półtorej godziny?
- Jasne, czemu nie - odparłam, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
- Okej, to jesteśmy umówieni - powiedział i wszedł do windy, machając mi. Odmachałam mu i weszłam do mieszkania.
_________________________________________
Znów jest druga w nocy, znów ledwo patrzę na oczy i jeszcze muszę się wykąpać, ale napisałam! Znów nic się ciekawego nie dzieje, ale to na razie takie wprowadzenie, więc raczej nie wprowadzę tu akcji ^^
Nie mam siły myśleć, więc się z wami żegnam! Dobranoc i udanych ostatnich dni wakacji! <3