środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2

5 komentarzy:
     Powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Wszędzie kręcili się ludzie, co znaczyło, że lekcje się jeszcze nie zaczęły. Na moje szczęście zaraz po wejściu do budynku rzuciła mi się w oczy strzałka przyklejona na ścianie z napisem "sekretariat". Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam pewnym krokiem w wyznaczonym kierunku. Ludzie, którzy przechodzili obok mnie parzyli jakbym przybyła z kosmosu czy coś. Ta szkoła była na prawdę wielka, bo dotarcie do głupiego sekretariatu zajęło mi dobre kilka minut.

       Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami , poprawiłam torbę na ramieniu i lekko zapukałam w drzwi. Mogłam się założyć o grube miliony, że przez gwar panujący na korytarzu osoby siedzące w środku nie słyszały pukania. A jednak po chwili usłyszałam stłumione "proszę". Dobrze, że rzadko kiedy się o coś zakładam. Robię to tylko jeśli mam pewność, że wygram. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją uchylając drzwi. Weszłam do dość sporego pomieszczenia. Pod dwoma równoległymi ścianami stały dwa biurka, a przy nich dwie kobiety. Jedna starsza o krótko przystrzyżonych ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu, którym od razu zmierzyła moją osobę. Druga była zdecydowanie młodsza, miała jasno rude, proste włosy sięgające do ramion i łagodny wyraz twarzy.

- Ty jesteś pewnie Lexi? - zaczęła ta młodsza.

       Bardzo się ucieszyłam, że to z nią miałam wszystko omówić, bo druga kobieta sprawiała wrażenie jakby chciała mnie zabić wzrokiem.  Kiwnęłam głową, a kobieta wskazała dłonią na krzesełko, na którym po chwili siedziałam. Katie, bo tak nazywała się ruda kobieta, w dużym skrócie objaśniła mi zasady panujące w szkole. Zasady jak zasady - są po to by je łamać! Kiedy skończyła podała mi mój nowy plan lekcji i życzyła powodzenia w nowym środowisku. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. To była na prawdę miła kobieta, co mogło oznaczać dobry początek.

- Do widzenia - powiedziałam okręcając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia, w międzyczasie chowając książki do torby.

           Następnym moim zadaniem, zanim zadzwoni dzwonek, było odnalezienie swojej szafki. Obeszłam większą połowę korytarza, kiedy zauważyłam szafkę z numerkiem dwieście trzynaście. W głowię wciąż powtarzałam sobie kombinację cyferek, które miały być czymś w rodzaju hasła do kłódki. W Seattle mieliśmy zwyczajne kłódki, takie z kluczykiem. Westchnęłam i podeszłam do szafki. Przez chwilę mocowałam się z tą cholerną kłódką, co chwila klnąc pod nosem, ale jednak odniosłam zwycięstwo i miałam ochotę skakać z radości! Po chwili usłyszałam czyjś cichy śmiech po mojej lewej stronie. Zacisnęłam pięść i już szykowałam się to przyłożenia temu komuś w twarz, kiedy owa osoba się odezwała.

- Nowi zwykle mają problem z tymi szafkami - powiedziała wesoło. Odwróciłam się w jej stronę, bo to była dziewczyna, co już wcześniej wywnioskowałam po głosie. - Bo jesteś nowa, tak? Znam tu wszystkich, a ciebie widzę pierwszy raz - dodała z uśmiechem wysoka dziewczyna o blond włosach sięgających łopatek, zielonych oczach i szerokim uśmiechem.

- Tak, jestem nowa - odparłam, poprawiając włosy.

- Jestem Sophie - dziewczyna podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją i odpowiedziałam.

- Lexi.

- Co masz teraz? Pomogę ci odnaleźć się - zaśmiała się Sophie.

           Uśmiechnęłam się do niej, ta szkoła wcale nie musiała być taka zła. Szybko wygrzebałam z torby plan lekcji i podałam go dziewczynie. Sama wypakowałam książki do szafki i w międzyczasie spojrzałam na plan jakie lekcje miałam do przerwy na lunch, wtedy było więcej czasu, żeby znów powalczyć z szafką i wyciągnąć inne książki. Wrzuciłam do torby potrzebne rzeczy i spojrzałam na Sophie.

- Teraz masz angielski ze starą Williams, strasznie przynudza, ale da się przeżyć - powiedziała, ruszając w tylko jej znanym kierunku. Po drodze natrafiłyśmy na dwóch znajomych Sophie.

- Greene! - krzyknął jeden z nich na powitanie.

- Foster! Turner! - powitała ich blondynka z szerokim uśmiechem. - Nie idziecie na lekcje?

- Nie bardzo nam się chce - zaśmiał się jeden z nich, wysoki brunet z fullcapem na głowie i niebieskimi, błyszczącymi oczami. Drugi nieco niższy miał rozwiane brązowe włosy i zielone oczy, którymi bacznie obserwował każdy ruch blondynki. Ona musiała mu się podobać! - A wy? - zapytał brunet, akcentując ostatnie słowo.

- Ach, to Lexi i właśnie wybierałyśmy się na lekcje - sprostowała szybko Sophie.

- Jestem Mike - powiedział podnosząc się ze schodów, na których siedział chłopak i wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją i posłałam mu delikatny uśmiech. Kurczę, tutejsi faceci są na prawdę przystojni!

- Lucas - przedstawił się drugi, kiwając mi głową.

- Musimy iść - powiedziała nagle Sophie. - Nie powinnaś się spóźniać już na samym początku - zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę. Rzuciłyśmy jeszcze chłopakom krótkie "cześć" i szybkim krokiem ruszyłyśmy do jednej z klas.

- Powodzenia - rzuciła moja nowa znajoma i uciekła do swojej klasy. Uśmiechnęłam się i zapukałam lekko w drzwi po czym nacisnęłam na klamkę i weszłam do klasy. Wszystkie oczy od razu skierowały się w moją stronę.

- Em, dzień dobry - zaczęłam niepewnie.

- Dzień dobry - rzuciła starsza kobieta siedząca za biurkiem. - Ty pewnie jesteś Lexi Blood? - Kiwnęłam głową i spojrzałam wyczekująco na nauczycielkę. - Siadaj tam na końcu, dzisiaj nie ma pana Parkera, więc będziesz siedzieć sama. - Ponownie skinęłam głową i zajęłam wyznaczone mi miejsce.

        Wypakowałam potrzebne książki i coś do pisania. Podparłam rękę pod brodę i wyjrzałam przez okno, przy którym siedziałam.  Po chwili poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Dyskretnie wyjęłam go i zasłaniając rękę torbą, która leżała obok mnie, odczytałam wiadomość. Była ona od Jess, pytała jak w nowej szkole i czy klimat jest do zniesienia. Szybko odpisałam jej, że szkoła jest okej, ale mi jej brakuje, a klimat jest całkiem znośny. Sophie miała rację, nauczycielka strasznie przynudzała, co sprawiło, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej i co chwila wymieniałam się SMS'ami z przyjaciółką. Z ulgą przyjęłam koniec lekcji, którą oznajmił dzwonek rozbrzmiewający w całej szkole. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam na korytarz wzrokiem próbując odnaleźć Sophie. Niestety moje próby poszły na marne i byłam skazana sama na siebie. Ruszyłam przed siebie poszukiwaniu klasy od matematyki, jednak po chwili w zasięgu mojego wzorku pojawił się Mike przedzierający się przez tłum.

- Hej, Lexi - krzyknął, będąc już nie daleko. Zatrzymałam się i poczekałam na niego. - Sophie powiedziała mi, że mamy razem matmę, więc pomyślałem, że może przyda ci się pomoc w odnalezieniu klasy? - wyjaśnił szybko, uśmiechając się lekko.

- Dzięki - odparłam, również się uśmiechając. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy an parapecie przy oknie, które znajdowało się niedaleko klasy.

- To skąd przyjechałaś? - zapytał, zaczynając rozmowę.

- Ze Seattle - odparłam, opierając się plecami o ścianę.

- Kurczę, to kawał drogi stąd. - Pewnie tęsknisz, co?

- Cholernie - odparłam, spoglądając za okno. Nie lubiłam okazywać słabości, a Mike od razu poruszył drażliwy temat. - Wiesz co jest najdziwniejsze? -zapytałam, próbując zmienić temat. Chłopak kiwnął głową abym kontynuowała. - Dziwnie jest być kimś zwyczajnym, niezauważalnym. W poprzedniej szkole wszyscy wiedzieli kim jestem i, że jeśli krzywo się na mnie spojrzą to im przyłożę - roześmiałam się, teraz to brzmiało absurdalnie, ale tak była prawda!

- Serio? - zaśmiał się razem ze mną. - Nie sprawiasz wrażenia takiej co by mogła komuś przywalić - powiedział, przyglądając się mi.

         Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak na ostatnim balu na zakończenie roku szkolnego jakaś laska kleiła się do Jacka, więc pociągnęłam za jej doczepiane kudły tak, że wylądowała w misce z czerwonym sokiem, który ubrudził całą jej białą sukienkę. Przynajmniej odeszłam w wielkim stylu!

- Ja chyba nie mógłbym tak wszystkiego zostawić - powiedział po chwili Mike.

- Ja nie miałam wyjścia - mruknęłam. - Gdybym mogła od razu bym tam wróciła, do przyjaciół i chłopaka, w sumie już byłego chłopaka. - Nie miałam pojęcia czemu mówiłam mu to wszystko, gdzieś głęboko w mojej duszy czułam, że mogę mu zaufać, choć zdobyć moje zaufanie było niezwykle trudno. Zbyt wiele razy zawiodłam się na ludziach.

- Ej, będzie dobrze - powiedział i przysunął się bliżej mnie, po czym objął mnie ramieniem. - Jakby co możesz na mnie liczyć - dodał, patrząc na mnie kątem oka.

- Dzięki - odparłam, wzdychając.

- Poza tym Sophie chyba już cię polubiła, więc prędko się jej nie pozbędziesz - zaśmiał się. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc zaczęliśmy się zbierać.



                 W przerwie na lunch udałam się razem z Sophie, z którą miałam ostatnią lekcję, czyli fizykę, na zewnątrz za szkołę. Po chwili szukania znalazłyśmy Mike'a i Lucasa, którzy zajęli nam stolik. Blondynka usiadła koło Lucasa, który był w siódmym niebie, a ja zajęłam miejsce obok Mike'a. Przez cały dzień esemesowałam z Jessicą i Jackiem.

- Lexi, odłóż wreszcie ten telefon - mruknął znudzony Mike, zabierając i komórkę.

- Oddaj to! - warknęłam na niego.

- Ciągle tylko piszesz SMS'y, pogadaj z nami - powiedział, trzymając mnie za ramię, a drugą rękę, w której trzymał mój telefon, wyciągnął do góry, tak, żebym nie mogła go dosięgnąć.

- Tak w ogóle to gdzie jest Chris? Nie widziałam go cały dzień - zapytała nagle Sophie.

- Niezły masz zapłon, Greene - zaśmiał się brunet. - Nie przyszedł dzisiaj - powiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Tak o, nie iść do szkoły.

           Przegadaliśmy cały lunch. Oni byli na prawdę w porządku, nigdy nie zastąpią mi Jess, ale to zawsze coś, nie? Kiedy dzwonek oznajmił koniec przerwy Mike oddał mi telefon i powiedział, nachylając się w moją stronę;

- Zapisałem ci swój numer, nie dziękuj. - I oddalił się w przeciwnym kierunku.



                  Po skończonych lekcjach udałam się z Sophie do pobliskiej kawiarni na kawę mrożoną. Usiadłyśmy przy stoliku w klimatyzowanym pomieszczeniu i czekałyśmy na zamówione napoje. Rozmawiałyśmy na banalne tematy, takie jak makijaż czy chłopcy. Pomijałyśmy drażniący mnie temat.

- Lucas na ciebie leci - powiedziałam podczas rozmowy. - Tylko mi nie mów, że nie zauważyłaś.

- Serio? - blondynka spojrzała na mnie unosząc brwi, na co ja pokiwałam głową.

- Odkąd go tylko zobaczyłam robił do ciebie maślane oczy, a ty powinnaś rozpatrzyć zakup okularów - zaśmiałam się. Sophie uśmiechnęła się lekko. Znałam ten uśmiech! Tak uśmiechając się tylko dziewczyny, którym podoba się ktoś o kim mówię! Może pobawię się w swatkę?

- Hm, a co to za Chris, o którego pytałaś na lunchu? - zapytałam, odbierając od kelnerki moją kawę i popijając ją.

- Chris Parker, kumpel Mike'a i Lucasa od zawsze. Trochę tajemniczy i chyba każda dziewczyna na niego leci. Prócz mnie, tacy jak on mnie nie kręcą - wytłumaczyła.

- To znaczy? - brnęłam dalej w ten temat.

- Jak to delikatnie ująć - zaczęła, głęboko się nad tym zastanawiając. - Przeleci każdą, która mu się nawinie, nie ma mowy o uczuciach czy stałych związkach. Zaliczyć i zostawić. Tyle. - Od razu go skreśliłam. W sumie, jeśli nie przestanę kochać Jacka to każdego skreślę.

- No, ale jest przystojny - dodała Sophie. Kiwnęłam głową i nie brnęłam dalej w ten temat. Był chujem i tyle.



                Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednią cyfrą. Oparłam się plecami o chłodną ścianę i przymknęłam oczy. Po dwóch miesiącach wakacji cholernie się rozleniwiłam i teraz szkoła była dziesięć razy bardziej męcząca niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy urządzenie zatrzymało się na moim piętrze odepchnęłam się od ściany i wyszłam na korytarz. Jak na złość wpadłam na kogoś.

- Przepraszam - mruknęłam i już miałam odejść, kiedy usłyszałam głos, który wydawał mi się dziwnie znajomy.

- Cześć, Lexi.- Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam Max'a, którego poznałam poprzedniego dnia. Uśmiechał się szeroko, ukazując przy tym rząd równych, białych zębów.

- Cześć, Max - odparłam, przeczesując palcami włosy.

- Pamiętasz może o spacerze, który ci obiecałem? - zapytał z jakby nadzieją w głosie. Kiwnęłam głową. - Co ty na to, żebyśmy się na niego wybrali za jakieś półtorej godziny?

- Jasne, czemu nie - odparłam, unosząc kąciki ust w uśmiechu.

- Okej, to jesteśmy umówieni - powiedział i wszedł do windy, machając mi. Odmachałam mu i weszłam do mieszkania.

_________________________________________
Znów jest druga w nocy, znów ledwo patrzę na oczy i jeszcze muszę się wykąpać, ale napisałam! Znów nic się ciekawego nie dzieje, ale to na razie takie  wprowadzenie, więc raczej nie wprowadzę tu akcji ^^
Nie mam siły myśleć, więc się z wami żegnam! Dobranoc i udanych ostatnich dni wakacji! <3 

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 1

5 komentarzy:
                                Stanęłam w nowym pokoju z pełnym przekonaniem, że mi się tu nie spodoba. Pomieszczenie było duże, sporo większe od mojego poprzedniego pokoju, a ściany były koloru miętowego. Mieszkaliśmy na ostatnim piętrze wysokiego bloku. Nasze mieszkanie miało dwa piętra, a "mój" pokój znajdował się właśnie na pierwszym piętrze. Jedna ściana była zbudowana pod skosem, a pod nią znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko. Na przeciwległej ścianie była szafa, która była wbudowana w ścianę. Obok niej, na nieco wysuniętej części ściany, znajdowało się duże lustro. Było tu bardzo pusto, rodzice uznali, że sama powinnam wszystko urządzić według własnego uznania. Rzuciłam torbę w kąt pokoju, gdzie znajdowały się pudła i walizki. Przez duże okno wpadało mnóstwo promieni słońca. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę. Miasteczko na pierwszy rzut oka wydawało się ładne, mieszkanie też, ale jednak nie czułam się tutaj dobrze. Brakowało mi moich przyjaciół, mojego pokoju, mojej rodziny. Tutaj wszystko było obce, nie moje.

                                  Siedzieliśmy przy dużym stole w kuchni. Było to dość duże pomieszczenie, z resztą jak każde w tym mieszkaniu. Szafki miały kolor ciemnego brązu, kuchenka i inne tego typu urządzenia były koloru czarnego. Ściany były koloru białego, a wszystko idealnie do siebie pasowało.

- Jak ci się podoba? - zapytała mama. Była ona średnio wysoką kobietą przed czterdziestką. Miała brązowe włosy, które sięgały jej do ramion i zielone oczy. Ojciec był wysokim, postawnym mężczyzną z czarnymi włosami i niebieskimi oczami.

- Wolałam nasz poprzedni dom - mruknęłam, patrząc gdzieś w bok.

          Obok kuchni znajdował się salon, który urządzony był bardzo minimalistycznie. Ściany były koloru ecru. Pod ścianą stała duża kanapa, a przed nią mały stolik do kawy. Po obu stronach kanapy były dwa fotele. Naprzeciwko, w pewnej odległości stał duży plazmowy telewizor na niskiej półce. Dalej była łazienka w większości urządzona na biało. Obok były schody, które prowadziły na pierwsze piętro, gdzie mieścił się mój pokój, sypialnia rodziców i jeszcze jedna łazienka. Mama podała nam obiad i zajęła miejsce obok mnie.

- Lexi - zaczęła mama, patrząc na mnie. - Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz spróbować przywyknąć do nowego miejsca. Jutro idziesz do nowej szkoły, więc nie chciałabym, żebyś pakowała się w jakieś kłopoty - powiedziała poważnie.

            Prychnęłam pod nosem i wzięłam się za jedzenie. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Miałam w planach jakąś wycieczkę po mieście, cokolwiek byleby nie siedzieć w tym mieszkaniu. Jeszcze przez chwilę dłubałam widelcem w talerzu i bez słowa wstałam z miejsca. Truchtem ruszyłam do pokoju, wskakując co drugi schodek. Po drodze wpadałam na świetny pomysł. Może jeśli będę się pakować w kłopoty i będę nie do zniesienia to może wyślą mnie do domu. Choć nie powiem, tam też nie byłam aniołkiem. Weszłam do pokoju i podeszłam do walizki. Usiadłam obok niej na podłodze i zaczęłam przegrzebywać wszystko co tam było. W Seattle było dużo chłodniej niż tutaj, więc nie miałam zbyt wielu ubrań, które nadawałyby się do założenia.Westchnęłam i odrzuciłam dużą część ubrań za siebie. W końcu udało mi się znaleźć  czarne szorty z wysokim stanem i szarą koszulkę na ramiączka. Przebrałam się i wyciągnęłam kosmetyczkę z jednego z pudeł, które stały porozstawiane po całym pokoju. Usiadłam przed lustrem i zrobiłam kreski eyelinerem na powiekach i wytuszowałam rzęsy. Musiałam ograniczyć makijaż, bo przez tą pogodę zwyczajnie spłynął by mi po twarzy.  Związałam włosy w wysokiego kucyka i wstałam. Założyłam jeszcze kilka bransoletek na ręce i, chowając telefon do kieszeni, wyszłam z pokoju. Bez słowa wyszłam z mieszkania i od razu skierowałam się do windy. Miałam szczęście, bo akurat zatrzymała się na moim piętrze. Weszłam i wcisnęłam odpowiedni guzik. W ostatniej chwili do windy wparował jakiś chłopak. Od razu zmierzyłam go wzrokiem. Był wysoki, miał nieco przydługie blond włosy i niebieskie oczy, a do tego miał lekko umięśnione ramiona.

- Cześć - rzucił, również mi się przyglądając. - Jestem Max.
- Lexi - posłałam mu lekki uśmiech.

- Nie widziałem cię tu wcześniej? Jesteś stąd? - zapytał nagle, marszcząc brwi.

- Właśnie się przeprowadziłam - odparłam niechętnie.

- Mhm. I jak ci się tu podoba? - zadał kolejne pytanie, sprawiał wrażenie na prawdę zainteresowanego moja osobą.

- Jeszcze nie miałam okazji pozwiedzać - odpowiedziałam, coraz szerzej się uśmiechając
.
- Może kiedyś wybierzemy się na jakiś spacer? - zapytał, a kiedy się uśmiechnął w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

- Jasne, czemu nie. - Może jednak to miasto nie będzie takie złe? Może uda mi się znaleźć przyjaciół? Nikt oczywiście nie zastąpi mi Jess i Jacka. Chwile później byliśmy już na samym dole. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Dziwnie było się poruszać po zupełnie obcym mieście, jednak postanowiłam wytrwać w postanowieniu o zwiedzeniu miasta jeszcze dziś.


                    Po około dwóch godzinach bezcelowego włóczenia się po mieście dotarłam na plażę. Miasto było jednym z tych, w których nie da się zgubić. Bardzo szybko odnajdowałam miejsca, w które chciałabym kiedyś iść. Po drodze wstąpiłam do bardzo przytulnej kawiarenki na shake'a. Mogłam się nawet przyzwyczaić do życia tutaj, ale gdyby miała tu swoich przyjaciół.Ściągnęłam trampki i zanurzyłam stopy w ciepłym piasku. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc widok był naprawdę cudowny. Chciałabym przyjść tu kiedyś z Jackiem. Chciałabym, żebyśmy znów mogli spędzać ze sobą każda wolną chwilę. Gdyby nie ta wyprowadzka, wciąż bylibyśmy szczęśliwi... Razem. Do ej pory pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszedł do naszej szkoły. Było to dwa lata temu. Od razu spodobał się kilku dziewczynom, jednak on nie wydawał się być nimi zainteresowany. Podczas jednej z imprez, na którą on oczywiście też był zaproszony, założyłam się ze znajomymi, że go poderwę jeszcze tego wieczoru. To nie był problem, bo od początku nie mógł oderwać ode mnie wzorku. Kiedy się do niego dosiadłam poszło całkiem gładko. Jednak po dłuższej rozmowie okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Po imprezie zaczęliśmy się regularnie spotykać, a po miesiącu już byliśmy parą. Tamtego wieczoru nigdy bym nie pomyślała, że połączy nas coś więcej niż przelotna znajomość. Poczułam łzy zbierające się pod powiekami, tak bardzo za nim tęskniłam. Szybko otarłam mokre oczy i odwróciłam się na pięcie. Założyłam buty i ruszyłam w drogę powrotną do domu.


                 - Gdzieś ty była?! - usłyszałam krzyk mojej matki, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania.

- Na mieście - odparłam, kierując się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej karton z sokiem.

- Jak to na mieście?! Przecież mogłaś się zgubić! Zupełnie nie znasz tego miasta! - krzyczała dalej moja rodzicielka. Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę schodów.

- Jak widzisz nie zgubiłam się - mruknęłam.

                     Weszłam na górę i od razu zamknęłam się w pokoju. Moja matka na prawdę nie mogła zrozumieć, że nie ważne, co będzie mówiła ja i tak zrobię swoje?  Westchnęłam głośno i zaczęłam szukać czegoś nadającego się na piżamę. Kiedy udało mi się znaleźć stary t-shirt i krótkie spodenki ruszyłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda dała rozluźnienie mojemu ciału. Po dłuższej chwili wyszłam i wytarłam się w biały, puchowy ręcznik. Ubrałam się i wróciłam do pokoju. Już jutro miałam iść do nowej szkoły. Żeby rano nie biec na łeb na szyję poszukałam sobie ubrań i innych potrzebnych rzeczy. Książki i plan lekcji miałam dostać dopiero jutro. Po przygotowaniu wszystkiego zgasiłam światło i położyłam się spać. Przez długi czas nie mogłam zasnąć, chyba złapał mnie stres przed nowym otoczeniem. Nie miałam pojęcia jacy są ludzie w tej szkole. W mojej starej byłam dość lubiana i w sumie nie było osoby, która nie wiedziałaby kim jest Lexi Blood. Po części była to zasługa Jacka, o którego była zazdrosna większa część dziewczyn ze szkoły. Jednak z drugiej strony mogła to być zasługa kilku bójek, w które się wdałam. Każdy wiedział, że ja się nie patyczkuję i lepiej mi nie podskakiwać. Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienia. Nie wiem czy przekręcałam się z boku na bok przez kilka godzin, czy może tylko kilka minut, ale jednak udało mi się zasnąć.

             
                  Z błogiego snu wyrwał mnie okropny dźwięk budzika.

- Nienawidzę cię - syknęłam na urządzenie i przetarłam twarz dłonią.

              Słońce świeciło prosto na moją  twarz. - I ciebie też - dodałam, zwlekają się z łózka. Wzięłam uprzednio przygotowane ubrania i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Przebrałam się i wróciłam do pokoju. Oczywiście nie obeszło się bez potknięcia o pudła porozstawiane po całym pomieszczeniu. Zapamiętałam, by po powrocie jakoś je poustawiać, a w weekend  może namówię mamę na zakup jakiś mebli. Zrobiłam makijaż identyczny, jak wczoraj, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wpakowałam kilka niezbędnych rzeczy do torby i zeszłam na dół, by zjeść coś konkretnego. Zbiegłam po schodach i od razu wparowałam do kuchni. Stanęłam przed lodówką i kolejne kilka minut poświęciłam na zastanawianie się, co bym zjadła. W końcu zdecydowałam się na kanapkę z szynką i pomidorem.

- Gotowa? - zapytała mama, wychodząc z łazienki.

- Powiedzmy - mruknęłam, będąc w połowie jedzenia. Szybko przełknęłam moje śniadanie i złapałam butelkę z sokiem i wrzuciłam ją do torby. Zjechałyśmy windą i odnalazłyśmy nasz samochód na parkingu.

- Lexi, obiecaj mi, że na razie nie będziesz sprawiać większych kłopotów - powiedziała mama, kiedy już wyjechałyśmy na jezdnię.

- Na razie - odparłam i uśmiechnęłam się. Po około piętnastu minutach byłyśmy na miejscu. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na budynek, który miał trzy piętra i od tamtej chwili miał być moją nową szkołą.

- To idę - powiedziałam mocnej zaciskając palce na pasku od torby.

- Dasz radę - powiedziała mama i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

                  Wiem, że dla niej ta przeprowadzka też była ciężka. Musiała zostawić swoją ukochaną kwiaciarnię, którą prowadziła od lat. Wcale nie musiała tego robić, ojciec zawsze zarabiał więcej niż było nam potrzeba, jednak ona to kochała, a teraz zostało jej to zabrane. Chociaż czasem była nie do zniesienia, co chyba po niej odziedziczyłam, to była na prawdę w porządku.

- Dzięki, mamo - odpowiedziałam cicho i zamknęłam drzwi samochodu.

          Wzięłam ostatni głęboki wdech i odwróciłam się w stronę wejścia do szkoły. No cóż, trzeba się z tym zmierzyć.
__________________________________________
Cześć! :) No i mamy rozdział pierwszy, jak widać nie dzieje się nic ciekawego, ale to tylko takie wprowadzenie. Nie napisze tutaj nic więcej, bo jest druga w nocy,a  ja jeszcze muszę iść się ogarnąć. Także, dobranoc i do następnego! <3
PS. Szablon pochodzi od Mei, świetny, prawda? Dziękuję bardzo :)
I jeszcze jedno! Zaaktualizowałam  zakładkę bohaterowie! :)