czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 3

7 komentarzy:
            Szybko weszłam do mieszkania i zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, co zrobić, żeby wyrobić się w pół godziny ze zjedzeniem czegoś, wybraniem ciuchów, których trzeba było szukać w tych cholernych pudłach i ogólnym ogarnięciem swojej osoby. Odetchnęłam głęboko i oparłam się plecami o ścianę.

- Lexi, coś się stało? - zapytała mama wychodząc z kuchni i wycierając dłonie w ręczniczek.

- Nie, po prostu mam mało czasu i mnóstwo rzeczy do zrobienia! - jęknęłam, odgarniając włosy z czoła.

- Proponuję ci zacząć od obiadu - zaśmiała się kobieta.

- Tak, to jest dobry pomysł - uśmiechnęłam się do niej i pognałam do kuchni.

        Na stole stała już miska z zupą. Usiadłam  z takim impetem, że krzesełko się nieco odsunęło i o mało nie wylądowałam na podłodze. Lexi ogarnij się. W ekspresowym tempie pochłonęłam obiad i ruszyłam do swojego pokoju, po drodze zabierając torbę z przedpokoju i o mało nie wpadając na wchodzącego do domu tatę. Wpadłam do pokoju jak burza, cały czas spoglądając na zegarek w telefonie i w między czasie odpisując na SMS'y od Jess i Jacka. Spojrzałam na pudła i załamałam ręce. Jak w piętnaście minut mam znaleźć tu cokolwiek nadającego się do założenia? Szybko zaczęłam przerzucać wszystko, aż w końcu, kiedy stosik za mną był całkiem pokaźnej wielkości znalazłam czarne spodenki z wysokim stanem i biały t-shirt na ramiączka. Ruszyłam do łazienki, zabierając ze sobą kosmetyczkę. Zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam okropnie! Moje włosy jeszcze nie przyzwyczaiły się do tak drastycznej zmiany klimatu i sterczały każdy w inną stronę. Jęknęłam i chwyciłam szczotkę, próbując okiełznać włosy. Po kilku minutach poddałam się i związałam je w koka, a kilka pasm wypuściłam po bokach twarzy. Przemyłam twarz chłodną wodą i poprawiłam makijaż. Przebrałam się we wcześniej wybrane ubrania i pognałam do pokoju po torebkę. Wybrałam małą zawieszaną przez ramię w karmelowym kolorze. Schowałam do niej telefon, gumy do żucia, klucze i portfel. Znalazłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne, które nasunęłam na głowę i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wybiegłam z pokoju. Zamykając za sobą drzwi przystanęłam i odgarnęłam kilka niesfornych pasm włosów z twarzy. Wzięłam głęboki oddech i poprawiając pasek od torebki na ramieniu ruszyłam do schodów. Spokojnym krokiem zeszłam na dół i od razu ujrzałam moją mamę wesoło rozmawiającą z moim nowym znajomym.

- Już jestem - uśmiechnęłam się do Max'a i stanęłam u jego boku. Wzrokiem jeszcze odszukałam swoje białe sandałki na płaskiej podeszwie i sięgnęłam po nie. Wprawnymi ruchami nasunęłam je na stopy.

- Idziemy? - zapytał blondyn, uśmiechając się do mnie. Kiwnęłam głową i wyszliśmy na korytarz.

Kilka minut później byliśmy już na dole.

- To gdzie idziemy? - zapytałam, stając przodem do chłopaka.

- Przed siebie - zaśmiał się. Ruszyliśmy  w nieznanym mi kierunku.


       Po około dwóch godzinach chodzenia po mieście znałam już kilka ciekawych miejsc. Kiedy słońce zaczęło zachodzić dotarliśmy na plażę. Widok był naprawdę niesamowity. Ludzi nie było zbyt dużo, co mnie nieco zdziwiło.

- Rzadko kiedy są tu prawdziwe tłumy. Mało tu turystów, większość jeździ prosto do Miami - wyjaśnił mój towarzysz, kiedy podzieliłam się z nim swoimi spostrzeżeniami.

           W pewnym momencie zauważyłam parę ludzi mniej więcej w moim wieku spacerujących przy brzegu. Poczułam okropny ścisk w żołądku. Rozstanie z Jack'iem zabolało jeszcze bardziej. Chciałabym żeby on i Jess byli tu ze mną.

- Coś nie tak? - zapytał Max, przyglądając mi się z lekkim niepokojem.

          Kiwnęłam przecząco głową i mrugnęłam kilka razy, by pozbyć się zbędnych łez. Spacerowaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Max okazał się być strasznie pozytywną osobą. Idealnym kompanem do długich spacerów i rozmów. Był bardzo ciekawy tego, co działo się w moim życiu przed przyjazdem tutaj. Opowiadałam mu wszystko bardzo ogólnikowo, nie ufałam mu na tyle by zagłębiać się w szczegóły mojego życia.

        Kiedy słońce już zaszło udaliśmy się z powrotem do domu. Buzie nam się nie zamykały przez całą drogę, co nieco mnie dziwiło bo zwykle miałam lekkie problemy z tak łatwym rozmawianiem z obcymi ludźmi.

- Lexi -zaczął Max, kiedy staliśmy już w windzie. Spojrzałam na niego pytająco. - Wiesz, mój znajomy organizuje imprezę. Nie chciałabyś przyjść?

- Jasne, czemu nie - odparłam z uśmiechem. - A czy mogłabym zabrać znajomą?- Od razu pomyślałam o zabraniu ze sobą Sophie.

- Jasne! - Max zareagował bardzo pozytywnie, co mnie bardzo ucieszyło.

       W tamtym momencie winda zatrzymała się na naszym piętrze, więc szybko z niej wysiedliśmy. Pożegnaliśmy się i każde weszło do swojego mieszkania. Podczas podróży dowiedziałam się, że Max wynajmuje to mieszkanie z kilkoma kumplami. Obiecał mnie z nimi zapoznać, więc może być ciekawie. Zamknęłam za sobą drzwi i z uśmiechem na ustach zaczęłam ściągać buty. Max sprawił, że na chwilę zapomniałam o dawnym życiu i żyłam chwilą obecną.

- Widzę, że nowy znajomy dobrze na ciebie wpłynął. - W przedpokoju zjawiła się mama z uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że nie jesteś już tak zła za tą wyprowadzkę. Wiesz, że to była ogromna szansa dla twojego ojca.

- Mamo, skończ- przerwałam jej nieprzyjemnie.

           Byłam zła. Okropnie. Starałam się tego po sobie nie pokazywać, by nie robić przykrości mamie. Podniosłam torebkę, którą rzuciłam na podłogę wchodząc do mieszkania, i weszłam po schodach na górę. Zacisnęłam zęby, żeby tylko na nikogo nie nakrzyczeć. Na prawdę starałam się nie myśleć o tym wszystkim w ten sposób, ale oni po prostu odebrali mi życie! Wszystkich znajomych, przyjaciół i chłopaka, a nawet resztę rodziny! Przecież tutaj nie mieliśmy nikogo prócz znajomych ojca, którzy szczerze mówiąc gówno mnie obchodzili. Weszłam do pokoju powstrzymując się by nie trzasnąć drzwiami, o które oparłam się plecami i zjechałam w dół. Rozwiązałam włosy i odchyliłam głowę do tyłu. Powstrzymywałam łzy ze wszystkich sił. Nienawidziłam okazywać jakichkolwiek słabości, nawet kiedy nie było przy mnie nikogo. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

- Lexi, proszę cię, otwórz - poprosiła mama.

- Nie, chcę być sama - odparłam najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać.

- Jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać to możesz na mnie liczyć - ciągnęła dalej kobieta.

- Mamo, nie potrzebuję. Radzę sobie doskonale - odpowiedziałam szorstko i odetchnęłam głośno. Przeczesałam dłonią splątane włosy i podniosłam się z podłogi. Zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju. To zawsze pomagało mi się uspokoić i tak też było tym razem.

           Kiedy robiłam któreś już z kolei okrążenie po pokoju byłam już całkiem spokojna. Z nadzieją, że nie spotkam nikogo udałam się do łazienki, uprzednio zabierając z pokoju piżamę. Stanęłam przed lustrem i po raz kolejny tego dnia przeraziłam się swoim stanem. Ten klimat wpływał na prawdę źle na mój wygląd. Szybko pozbyłam się resztek makijażu, które jeszcze nie spłynęły z mojej twarzy i ściągnęłam z siebie ubrania. Weszłam pod prysznic i pozwoliłam by ciepłe strużki wody oplatały moje ciało.




                 - Nienawidzę cię - mruknęłam, przykrywając głowę kołdrą, próbując zagłuszyć ten okropny dźwięk budzika.

- Lexi, wstawaj! - usłyszałam krzyk mamy z dołu.

- Pierdziele to, nie wstaje, rzucam szkołę, idę na bezrobocie, albo znajdę sobie bogatego męża - mruczałam pod nosem. - Ej, ty jak nie pijesz to myślisz! Z tym mężem to jest całkiem niezła perspektywa - zaczęłam mamrotać coraz głośnej, a po chwili dotarło do mnie, że mówię sama do siebie i to nie było zbyt normalne...

          Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Kto do jasnej cholery stawia łóżko pod oknem na poddaszu?!

 - Nienawidzę was wszystkich - podsumowałam wstając z łóżka.

       Mrucząc pod nosem przekleństwa weszłam do łazienki. Chyba będę musiała przyzwyczaić się do wyglądania okropnie. Rozczesałam włosy i związałam je w kitkę, by nie przeszkadzały mi w wykonywaniu kolejnych czynności. Przemyłam twarz letnią wodą, umyłam zęby i wzięłam się za malowanie kresek na moich powiekach. Nie radzę tego robić na wpół śpiąco! Kiedy w końcu uporałam się z tym wszystkim z rozpuszczonymi włosami, w pełni ubrana, z torbą na ramieniu zeszłam na dół do kuchni. Mama już się tam krzątała szykując mi śniadanie i lunch do szkoły.

- Wiesz, że mogłabym zrobić to sama? - zapytałam śmiejąc się lekko. Stałam oparta o futrynę i przyglądałam się mojej rodzicielce.

- Wiem, ale nie mogę ciągle siedzieć i nic nie robić! - zaśmiała się, układając kanapki na talerzu.

       Usiadłam przy stole opierając się plecami o ścianę, a nogi oparłam na krześle stojącym obok i wzięłam się za jedzenie. Kiedy byłam w połowie drugiej kanapki dostałam SMS'a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam ekran. Okazało się, że nadawcą wiadomości był Mike. Przez chwilę zastanawiałam się skąd ma mój numer, ale udało mi się przypomnieć wczorajszą sytuację podczas lunchu.
Czekam pod blokiem. Proszę pospiesz się, nudzę się! 
M. 
Odczytałam wiadomość z uśmiechem na ustach i szybko dokończyłam moje śniadanie. Spakowałam lunch do torby, pożegnałam się z mamą i wybiegłam z mieszkania. Winda na szczęście była na moim piętrze, więc wskoczyłam do niej i wcisnęłam guzik z cyfrą zero. Spojrzałam na swoje odbicie w ścianie windy. Miałam na sobie szarą bluzkę na ramiączka sięgającą nieco za pupę i krótkie dżinsowe spodenki. Jako buty wybrałam zwykłe, czarne trampki. Kilka bransoletek na nadgarstku i srebrny naszyjnik z motylkiem dopełniały stylizację, Poprawiłam jeszcze włosy i mogłam wysiadać. Szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz i od razu rzucił mi się w oczy Mike opierający się o swój samochód. On też mnie zauważył i uśmiechnął się. Odwzajemniłam ten gest i ruszyłam w jego stronę.

- Heej - przywitałam się.

- Cześć - odparł i po chwili dodał. - Nie pytaj, Sophie powiedziała mi gdzie mieszkasz, a że to po drodze to stwierdziłem, że wpadnę.

- Muszę zapamiętać, żeby nie mówić Sophie o swoich tajemnicach - zaśmiałam się.

- Tak, koniecznie to zapamiętaj! - zawtórował mi. - Lepiej już jedźmy, bo nie wypada się spóźniać na początku roku.  

   Wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę przegadaliśmy o jakiś głupotach i w sumie dobrze się przy tym bawiliśmy. Mike jeździł jak szalony, ale w sumie nie przeszkadzało mi to, lubiłam tą nutkę adrenaliny. Niecałe piętnaście minut później mój towarzysz parkował samochód na szkolnym parkingu. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę wejścia do szkoły. Widziałam mnóstwo zazdrosnych spojrzeń innych dziewczyn i śmiałam się z nich w duchu. Kiedy przekroczyliśmy próg budynku dopadła nas Sophie z Lucasem. Spojrzałam na blondynkę wymownie poruszając brwiami, a ona powiedziała mi tylko bezgłośnie "zabiję cię". Zaśmiałam się i sięgnęłam do torby po plan lekcji by sprawdzić jaką lekcję mam pierwszą, Ponownie zaczynam angielskim, może uda mi się trochę zdrzemnąć?

- Chris mówił, że dzisiaj przyjdzie - powiedział w trakcie rozmowy Lucas.

         Jakoś niespecjalnie słuchałam o czym mówili, ale to akurat przykuło moją uwagę. Postać Chrisa bardzo mnie intrygowała. Kiedy zabrzmiał dzwonek udaliśmy się do swoich klas. Dzięki Sophie już nieco ogarniałam rozkład szkoły i sal. Razem z resztą uczniów weszłam do sali i zajęłam miejsce z tyłu pod oknem - tak jak poprzedniego dnia. Wyciągnęłam zeszyt i razem z torbą położyłam go na ławce. Odszukałam też słuchawek, które leżały oczywiście gdzieś na dnie torby. Kiedy już jakimś cudem udało mi się je odnaleźć natychmiast podłączyłam je do telefonu. Odszukałam jakiejś wartej uwagi piosenki i położyłam głowę na złożonych na torbie rękach. Mój poziom wyspania był równy zero, więc musiałam to jakoś nadrobić. Przymknęłam oczy i myślami odpłynęłam gdzieś daleko. Po jakiś dwóch piosenkach usłyszałam przeraźliwy huk. Boże, bombardują nas! Uniosłam wzrok i wyjęłam słuchawki z uszu.

- Panie Parker, proszę nie trzaskać tymi drzwiami! - uniosła się nauczycielka.

- Wrzuć na luz, kobieto - odparł bezczelnie chłopak.

- Christoperze, wyrażaj się! - Willams poczerwieniała ze złości i wstała z swojego miejsca. - Zajmij swoje miejsce, albo opuść moją salę.

- O ile mi wiadomo, to sala jest...- zaczął, z bezczelnym uśmiechem na ustach.

      Czyli to musiał być Chris, o którym mówiła Sophie. Pasował mi do jej opisu. Wyglądał na chuja. Ale jak przystojnego. Idealna sylwetka, ciemne, nieco przydługie włosy w nieładzie i ten bezczelny uśmieszek. Lexi, opanuj się.

- Siadaj! - krzyknęła nauczycielka. Jak na kobietę w takim wieku miała bardzo donośny głos.

- Co ty tu robisz? - zapytał nagle Chris, siadając na krześle obok mnie,

- No nie wiem, siedzę? - mruknęłam zaspana. A liczyłam, że sobie pośpię, a jak mam spać, kiedy ktoś siedzi obok?!

- To już zauważyłem, słonko, ale czemu siedzisz w MOJEJ ławce? - uniósł brwi, wyraźnie akcentując słowo "mojej".

- Nie zauważyłam, żeby była podpisana - odparłam spokojnie. - I nie mów do mnie słonko, promyczku.

- U, widzę, że ktoś tu jest wygadany - skomentował i uśmiechnął się. Matko, niech on się do mnie uśmiecha do końca życia! Mimo wszystko udało mi się nie pokazać targających mną emocji. - Jestem Chris - odezwał się po dość długiej przerwie.

- Zdążyłam zauważyć - odparłam, spoglądając na niego kątem oka.
- Wypadałoby, żebyś też się przedstawiła - dorzucił.

- Lexi - odparłam, wywracając oczami.

- Jeszcze cię tu nie widziałem, tak długo mnie nie było?

- Przyszłam wczoraj, a jak długo cię nie było, to raczej nie mnie pytaj.

   Resztę lekcji przesiedzieliśmy w  milczeniu, co chwila rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Teraz intrygował mnie jeszcze bardziej niż rano. 


__________________________
Sie-sie-siemankoooo! Matko boska, nie było mnie od sierpnia,czaicie to? Jest tu w ogóle ktoś xd? Wybaczcie tą meeeeeega wielką przerwę, ale przez ostatnie 3 miesiące byłam pozbawiona komputera i nie miałam jak pisać. Ale jesteeem! Boże, teoretycznie mam wam tyle do powiedzenia, ale nie chcę, żeby to było dłuższe niż rozdział xd Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo to mój ulubiony jak na razie. ^^ Także, żyję, mam sie dobrze, n może prócz kataru, który mnie dziś dopadł, ale nie ważne! Kończę, mam nadzieję, że u was też dobrze, że super wam idzie w szkołach, bo mi tak średnio, ale "to się poprawi!" xd 
Pozdrawiam  <3333

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2

5 komentarzy:
     Powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Wszędzie kręcili się ludzie, co znaczyło, że lekcje się jeszcze nie zaczęły. Na moje szczęście zaraz po wejściu do budynku rzuciła mi się w oczy strzałka przyklejona na ścianie z napisem "sekretariat". Przeczesałam palcami włosy i ruszyłam pewnym krokiem w wyznaczonym kierunku. Ludzie, którzy przechodzili obok mnie parzyli jakbym przybyła z kosmosu czy coś. Ta szkoła była na prawdę wielka, bo dotarcie do głupiego sekretariatu zajęło mi dobre kilka minut.

       Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami , poprawiłam torbę na ramieniu i lekko zapukałam w drzwi. Mogłam się założyć o grube miliony, że przez gwar panujący na korytarzu osoby siedzące w środku nie słyszały pukania. A jednak po chwili usłyszałam stłumione "proszę". Dobrze, że rzadko kiedy się o coś zakładam. Robię to tylko jeśli mam pewność, że wygram. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją uchylając drzwi. Weszłam do dość sporego pomieszczenia. Pod dwoma równoległymi ścianami stały dwa biurka, a przy nich dwie kobiety. Jedna starsza o krótko przystrzyżonych ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu, którym od razu zmierzyła moją osobę. Druga była zdecydowanie młodsza, miała jasno rude, proste włosy sięgające do ramion i łagodny wyraz twarzy.

- Ty jesteś pewnie Lexi? - zaczęła ta młodsza.

       Bardzo się ucieszyłam, że to z nią miałam wszystko omówić, bo druga kobieta sprawiała wrażenie jakby chciała mnie zabić wzrokiem.  Kiwnęłam głową, a kobieta wskazała dłonią na krzesełko, na którym po chwili siedziałam. Katie, bo tak nazywała się ruda kobieta, w dużym skrócie objaśniła mi zasady panujące w szkole. Zasady jak zasady - są po to by je łamać! Kiedy skończyła podała mi mój nowy plan lekcji i życzyła powodzenia w nowym środowisku. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. To była na prawdę miła kobieta, co mogło oznaczać dobry początek.

- Do widzenia - powiedziałam okręcając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia, w międzyczasie chowając książki do torby.

           Następnym moim zadaniem, zanim zadzwoni dzwonek, było odnalezienie swojej szafki. Obeszłam większą połowę korytarza, kiedy zauważyłam szafkę z numerkiem dwieście trzynaście. W głowię wciąż powtarzałam sobie kombinację cyferek, które miały być czymś w rodzaju hasła do kłódki. W Seattle mieliśmy zwyczajne kłódki, takie z kluczykiem. Westchnęłam i podeszłam do szafki. Przez chwilę mocowałam się z tą cholerną kłódką, co chwila klnąc pod nosem, ale jednak odniosłam zwycięstwo i miałam ochotę skakać z radości! Po chwili usłyszałam czyjś cichy śmiech po mojej lewej stronie. Zacisnęłam pięść i już szykowałam się to przyłożenia temu komuś w twarz, kiedy owa osoba się odezwała.

- Nowi zwykle mają problem z tymi szafkami - powiedziała wesoło. Odwróciłam się w jej stronę, bo to była dziewczyna, co już wcześniej wywnioskowałam po głosie. - Bo jesteś nowa, tak? Znam tu wszystkich, a ciebie widzę pierwszy raz - dodała z uśmiechem wysoka dziewczyna o blond włosach sięgających łopatek, zielonych oczach i szerokim uśmiechem.

- Tak, jestem nowa - odparłam, poprawiając włosy.

- Jestem Sophie - dziewczyna podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją i odpowiedziałam.

- Lexi.

- Co masz teraz? Pomogę ci odnaleźć się - zaśmiała się Sophie.

           Uśmiechnęłam się do niej, ta szkoła wcale nie musiała być taka zła. Szybko wygrzebałam z torby plan lekcji i podałam go dziewczynie. Sama wypakowałam książki do szafki i w międzyczasie spojrzałam na plan jakie lekcje miałam do przerwy na lunch, wtedy było więcej czasu, żeby znów powalczyć z szafką i wyciągnąć inne książki. Wrzuciłam do torby potrzebne rzeczy i spojrzałam na Sophie.

- Teraz masz angielski ze starą Williams, strasznie przynudza, ale da się przeżyć - powiedziała, ruszając w tylko jej znanym kierunku. Po drodze natrafiłyśmy na dwóch znajomych Sophie.

- Greene! - krzyknął jeden z nich na powitanie.

- Foster! Turner! - powitała ich blondynka z szerokim uśmiechem. - Nie idziecie na lekcje?

- Nie bardzo nam się chce - zaśmiał się jeden z nich, wysoki brunet z fullcapem na głowie i niebieskimi, błyszczącymi oczami. Drugi nieco niższy miał rozwiane brązowe włosy i zielone oczy, którymi bacznie obserwował każdy ruch blondynki. Ona musiała mu się podobać! - A wy? - zapytał brunet, akcentując ostatnie słowo.

- Ach, to Lexi i właśnie wybierałyśmy się na lekcje - sprostowała szybko Sophie.

- Jestem Mike - powiedział podnosząc się ze schodów, na których siedział chłopak i wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją i posłałam mu delikatny uśmiech. Kurczę, tutejsi faceci są na prawdę przystojni!

- Lucas - przedstawił się drugi, kiwając mi głową.

- Musimy iść - powiedziała nagle Sophie. - Nie powinnaś się spóźniać już na samym początku - zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę. Rzuciłyśmy jeszcze chłopakom krótkie "cześć" i szybkim krokiem ruszyłyśmy do jednej z klas.

- Powodzenia - rzuciła moja nowa znajoma i uciekła do swojej klasy. Uśmiechnęłam się i zapukałam lekko w drzwi po czym nacisnęłam na klamkę i weszłam do klasy. Wszystkie oczy od razu skierowały się w moją stronę.

- Em, dzień dobry - zaczęłam niepewnie.

- Dzień dobry - rzuciła starsza kobieta siedząca za biurkiem. - Ty pewnie jesteś Lexi Blood? - Kiwnęłam głową i spojrzałam wyczekująco na nauczycielkę. - Siadaj tam na końcu, dzisiaj nie ma pana Parkera, więc będziesz siedzieć sama. - Ponownie skinęłam głową i zajęłam wyznaczone mi miejsce.

        Wypakowałam potrzebne książki i coś do pisania. Podparłam rękę pod brodę i wyjrzałam przez okno, przy którym siedziałam.  Po chwili poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Dyskretnie wyjęłam go i zasłaniając rękę torbą, która leżała obok mnie, odczytałam wiadomość. Była ona od Jess, pytała jak w nowej szkole i czy klimat jest do zniesienia. Szybko odpisałam jej, że szkoła jest okej, ale mi jej brakuje, a klimat jest całkiem znośny. Sophie miała rację, nauczycielka strasznie przynudzała, co sprawiło, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej i co chwila wymieniałam się SMS'ami z przyjaciółką. Z ulgą przyjęłam koniec lekcji, którą oznajmił dzwonek rozbrzmiewający w całej szkole. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam na korytarz wzrokiem próbując odnaleźć Sophie. Niestety moje próby poszły na marne i byłam skazana sama na siebie. Ruszyłam przed siebie poszukiwaniu klasy od matematyki, jednak po chwili w zasięgu mojego wzorku pojawił się Mike przedzierający się przez tłum.

- Hej, Lexi - krzyknął, będąc już nie daleko. Zatrzymałam się i poczekałam na niego. - Sophie powiedziała mi, że mamy razem matmę, więc pomyślałem, że może przyda ci się pomoc w odnalezieniu klasy? - wyjaśnił szybko, uśmiechając się lekko.

- Dzięki - odparłam, również się uśmiechając. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy an parapecie przy oknie, które znajdowało się niedaleko klasy.

- To skąd przyjechałaś? - zapytał, zaczynając rozmowę.

- Ze Seattle - odparłam, opierając się plecami o ścianę.

- Kurczę, to kawał drogi stąd. - Pewnie tęsknisz, co?

- Cholernie - odparłam, spoglądając za okno. Nie lubiłam okazywać słabości, a Mike od razu poruszył drażliwy temat. - Wiesz co jest najdziwniejsze? -zapytałam, próbując zmienić temat. Chłopak kiwnął głową abym kontynuowała. - Dziwnie jest być kimś zwyczajnym, niezauważalnym. W poprzedniej szkole wszyscy wiedzieli kim jestem i, że jeśli krzywo się na mnie spojrzą to im przyłożę - roześmiałam się, teraz to brzmiało absurdalnie, ale tak była prawda!

- Serio? - zaśmiał się razem ze mną. - Nie sprawiasz wrażenia takiej co by mogła komuś przywalić - powiedział, przyglądając się mi.

         Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak na ostatnim balu na zakończenie roku szkolnego jakaś laska kleiła się do Jacka, więc pociągnęłam za jej doczepiane kudły tak, że wylądowała w misce z czerwonym sokiem, który ubrudził całą jej białą sukienkę. Przynajmniej odeszłam w wielkim stylu!

- Ja chyba nie mógłbym tak wszystkiego zostawić - powiedział po chwili Mike.

- Ja nie miałam wyjścia - mruknęłam. - Gdybym mogła od razu bym tam wróciła, do przyjaciół i chłopaka, w sumie już byłego chłopaka. - Nie miałam pojęcia czemu mówiłam mu to wszystko, gdzieś głęboko w mojej duszy czułam, że mogę mu zaufać, choć zdobyć moje zaufanie było niezwykle trudno. Zbyt wiele razy zawiodłam się na ludziach.

- Ej, będzie dobrze - powiedział i przysunął się bliżej mnie, po czym objął mnie ramieniem. - Jakby co możesz na mnie liczyć - dodał, patrząc na mnie kątem oka.

- Dzięki - odparłam, wzdychając.

- Poza tym Sophie chyba już cię polubiła, więc prędko się jej nie pozbędziesz - zaśmiał się. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc zaczęliśmy się zbierać.



                 W przerwie na lunch udałam się razem z Sophie, z którą miałam ostatnią lekcję, czyli fizykę, na zewnątrz za szkołę. Po chwili szukania znalazłyśmy Mike'a i Lucasa, którzy zajęli nam stolik. Blondynka usiadła koło Lucasa, który był w siódmym niebie, a ja zajęłam miejsce obok Mike'a. Przez cały dzień esemesowałam z Jessicą i Jackiem.

- Lexi, odłóż wreszcie ten telefon - mruknął znudzony Mike, zabierając i komórkę.

- Oddaj to! - warknęłam na niego.

- Ciągle tylko piszesz SMS'y, pogadaj z nami - powiedział, trzymając mnie za ramię, a drugą rękę, w której trzymał mój telefon, wyciągnął do góry, tak, żebym nie mogła go dosięgnąć.

- Tak w ogóle to gdzie jest Chris? Nie widziałam go cały dzień - zapytała nagle Sophie.

- Niezły masz zapłon, Greene - zaśmiał się brunet. - Nie przyszedł dzisiaj - powiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Tak o, nie iść do szkoły.

           Przegadaliśmy cały lunch. Oni byli na prawdę w porządku, nigdy nie zastąpią mi Jess, ale to zawsze coś, nie? Kiedy dzwonek oznajmił koniec przerwy Mike oddał mi telefon i powiedział, nachylając się w moją stronę;

- Zapisałem ci swój numer, nie dziękuj. - I oddalił się w przeciwnym kierunku.



                  Po skończonych lekcjach udałam się z Sophie do pobliskiej kawiarni na kawę mrożoną. Usiadłyśmy przy stoliku w klimatyzowanym pomieszczeniu i czekałyśmy na zamówione napoje. Rozmawiałyśmy na banalne tematy, takie jak makijaż czy chłopcy. Pomijałyśmy drażniący mnie temat.

- Lucas na ciebie leci - powiedziałam podczas rozmowy. - Tylko mi nie mów, że nie zauważyłaś.

- Serio? - blondynka spojrzała na mnie unosząc brwi, na co ja pokiwałam głową.

- Odkąd go tylko zobaczyłam robił do ciebie maślane oczy, a ty powinnaś rozpatrzyć zakup okularów - zaśmiałam się. Sophie uśmiechnęła się lekko. Znałam ten uśmiech! Tak uśmiechając się tylko dziewczyny, którym podoba się ktoś o kim mówię! Może pobawię się w swatkę?

- Hm, a co to za Chris, o którego pytałaś na lunchu? - zapytałam, odbierając od kelnerki moją kawę i popijając ją.

- Chris Parker, kumpel Mike'a i Lucasa od zawsze. Trochę tajemniczy i chyba każda dziewczyna na niego leci. Prócz mnie, tacy jak on mnie nie kręcą - wytłumaczyła.

- To znaczy? - brnęłam dalej w ten temat.

- Jak to delikatnie ująć - zaczęła, głęboko się nad tym zastanawiając. - Przeleci każdą, która mu się nawinie, nie ma mowy o uczuciach czy stałych związkach. Zaliczyć i zostawić. Tyle. - Od razu go skreśliłam. W sumie, jeśli nie przestanę kochać Jacka to każdego skreślę.

- No, ale jest przystojny - dodała Sophie. Kiwnęłam głową i nie brnęłam dalej w ten temat. Był chujem i tyle.



                Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednią cyfrą. Oparłam się plecami o chłodną ścianę i przymknęłam oczy. Po dwóch miesiącach wakacji cholernie się rozleniwiłam i teraz szkoła była dziesięć razy bardziej męcząca niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy urządzenie zatrzymało się na moim piętrze odepchnęłam się od ściany i wyszłam na korytarz. Jak na złość wpadłam na kogoś.

- Przepraszam - mruknęłam i już miałam odejść, kiedy usłyszałam głos, który wydawał mi się dziwnie znajomy.

- Cześć, Lexi.- Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam Max'a, którego poznałam poprzedniego dnia. Uśmiechał się szeroko, ukazując przy tym rząd równych, białych zębów.

- Cześć, Max - odparłam, przeczesując palcami włosy.

- Pamiętasz może o spacerze, który ci obiecałem? - zapytał z jakby nadzieją w głosie. Kiwnęłam głową. - Co ty na to, żebyśmy się na niego wybrali za jakieś półtorej godziny?

- Jasne, czemu nie - odparłam, unosząc kąciki ust w uśmiechu.

- Okej, to jesteśmy umówieni - powiedział i wszedł do windy, machając mi. Odmachałam mu i weszłam do mieszkania.

_________________________________________
Znów jest druga w nocy, znów ledwo patrzę na oczy i jeszcze muszę się wykąpać, ale napisałam! Znów nic się ciekawego nie dzieje, ale to na razie takie  wprowadzenie, więc raczej nie wprowadzę tu akcji ^^
Nie mam siły myśleć, więc się z wami żegnam! Dobranoc i udanych ostatnich dni wakacji! <3 

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 1

5 komentarzy:
                                Stanęłam w nowym pokoju z pełnym przekonaniem, że mi się tu nie spodoba. Pomieszczenie było duże, sporo większe od mojego poprzedniego pokoju, a ściany były koloru miętowego. Mieszkaliśmy na ostatnim piętrze wysokiego bloku. Nasze mieszkanie miało dwa piętra, a "mój" pokój znajdował się właśnie na pierwszym piętrze. Jedna ściana była zbudowana pod skosem, a pod nią znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko. Na przeciwległej ścianie była szafa, która była wbudowana w ścianę. Obok niej, na nieco wysuniętej części ściany, znajdowało się duże lustro. Było tu bardzo pusto, rodzice uznali, że sama powinnam wszystko urządzić według własnego uznania. Rzuciłam torbę w kąt pokoju, gdzie znajdowały się pudła i walizki. Przez duże okno wpadało mnóstwo promieni słońca. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę. Miasteczko na pierwszy rzut oka wydawało się ładne, mieszkanie też, ale jednak nie czułam się tutaj dobrze. Brakowało mi moich przyjaciół, mojego pokoju, mojej rodziny. Tutaj wszystko było obce, nie moje.

                                  Siedzieliśmy przy dużym stole w kuchni. Było to dość duże pomieszczenie, z resztą jak każde w tym mieszkaniu. Szafki miały kolor ciemnego brązu, kuchenka i inne tego typu urządzenia były koloru czarnego. Ściany były koloru białego, a wszystko idealnie do siebie pasowało.

- Jak ci się podoba? - zapytała mama. Była ona średnio wysoką kobietą przed czterdziestką. Miała brązowe włosy, które sięgały jej do ramion i zielone oczy. Ojciec był wysokim, postawnym mężczyzną z czarnymi włosami i niebieskimi oczami.

- Wolałam nasz poprzedni dom - mruknęłam, patrząc gdzieś w bok.

          Obok kuchni znajdował się salon, który urządzony był bardzo minimalistycznie. Ściany były koloru ecru. Pod ścianą stała duża kanapa, a przed nią mały stolik do kawy. Po obu stronach kanapy były dwa fotele. Naprzeciwko, w pewnej odległości stał duży plazmowy telewizor na niskiej półce. Dalej była łazienka w większości urządzona na biało. Obok były schody, które prowadziły na pierwsze piętro, gdzie mieścił się mój pokój, sypialnia rodziców i jeszcze jedna łazienka. Mama podała nam obiad i zajęła miejsce obok mnie.

- Lexi - zaczęła mama, patrząc na mnie. - Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz spróbować przywyknąć do nowego miejsca. Jutro idziesz do nowej szkoły, więc nie chciałabym, żebyś pakowała się w jakieś kłopoty - powiedziała poważnie.

            Prychnęłam pod nosem i wzięłam się za jedzenie. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Miałam w planach jakąś wycieczkę po mieście, cokolwiek byleby nie siedzieć w tym mieszkaniu. Jeszcze przez chwilę dłubałam widelcem w talerzu i bez słowa wstałam z miejsca. Truchtem ruszyłam do pokoju, wskakując co drugi schodek. Po drodze wpadałam na świetny pomysł. Może jeśli będę się pakować w kłopoty i będę nie do zniesienia to może wyślą mnie do domu. Choć nie powiem, tam też nie byłam aniołkiem. Weszłam do pokoju i podeszłam do walizki. Usiadłam obok niej na podłodze i zaczęłam przegrzebywać wszystko co tam było. W Seattle było dużo chłodniej niż tutaj, więc nie miałam zbyt wielu ubrań, które nadawałyby się do założenia.Westchnęłam i odrzuciłam dużą część ubrań za siebie. W końcu udało mi się znaleźć  czarne szorty z wysokim stanem i szarą koszulkę na ramiączka. Przebrałam się i wyciągnęłam kosmetyczkę z jednego z pudeł, które stały porozstawiane po całym pokoju. Usiadłam przed lustrem i zrobiłam kreski eyelinerem na powiekach i wytuszowałam rzęsy. Musiałam ograniczyć makijaż, bo przez tą pogodę zwyczajnie spłynął by mi po twarzy.  Związałam włosy w wysokiego kucyka i wstałam. Założyłam jeszcze kilka bransoletek na ręce i, chowając telefon do kieszeni, wyszłam z pokoju. Bez słowa wyszłam z mieszkania i od razu skierowałam się do windy. Miałam szczęście, bo akurat zatrzymała się na moim piętrze. Weszłam i wcisnęłam odpowiedni guzik. W ostatniej chwili do windy wparował jakiś chłopak. Od razu zmierzyłam go wzrokiem. Był wysoki, miał nieco przydługie blond włosy i niebieskie oczy, a do tego miał lekko umięśnione ramiona.

- Cześć - rzucił, również mi się przyglądając. - Jestem Max.
- Lexi - posłałam mu lekki uśmiech.

- Nie widziałem cię tu wcześniej? Jesteś stąd? - zapytał nagle, marszcząc brwi.

- Właśnie się przeprowadziłam - odparłam niechętnie.

- Mhm. I jak ci się tu podoba? - zadał kolejne pytanie, sprawiał wrażenie na prawdę zainteresowanego moja osobą.

- Jeszcze nie miałam okazji pozwiedzać - odpowiedziałam, coraz szerzej się uśmiechając
.
- Może kiedyś wybierzemy się na jakiś spacer? - zapytał, a kiedy się uśmiechnął w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

- Jasne, czemu nie. - Może jednak to miasto nie będzie takie złe? Może uda mi się znaleźć przyjaciół? Nikt oczywiście nie zastąpi mi Jess i Jacka. Chwile później byliśmy już na samym dole. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Dziwnie było się poruszać po zupełnie obcym mieście, jednak postanowiłam wytrwać w postanowieniu o zwiedzeniu miasta jeszcze dziś.


                    Po około dwóch godzinach bezcelowego włóczenia się po mieście dotarłam na plażę. Miasto było jednym z tych, w których nie da się zgubić. Bardzo szybko odnajdowałam miejsca, w które chciałabym kiedyś iść. Po drodze wstąpiłam do bardzo przytulnej kawiarenki na shake'a. Mogłam się nawet przyzwyczaić do życia tutaj, ale gdyby miała tu swoich przyjaciół.Ściągnęłam trampki i zanurzyłam stopy w ciepłym piasku. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc widok był naprawdę cudowny. Chciałabym przyjść tu kiedyś z Jackiem. Chciałabym, żebyśmy znów mogli spędzać ze sobą każda wolną chwilę. Gdyby nie ta wyprowadzka, wciąż bylibyśmy szczęśliwi... Razem. Do ej pory pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszedł do naszej szkoły. Było to dwa lata temu. Od razu spodobał się kilku dziewczynom, jednak on nie wydawał się być nimi zainteresowany. Podczas jednej z imprez, na którą on oczywiście też był zaproszony, założyłam się ze znajomymi, że go poderwę jeszcze tego wieczoru. To nie był problem, bo od początku nie mógł oderwać ode mnie wzorku. Kiedy się do niego dosiadłam poszło całkiem gładko. Jednak po dłuższej rozmowie okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Po imprezie zaczęliśmy się regularnie spotykać, a po miesiącu już byliśmy parą. Tamtego wieczoru nigdy bym nie pomyślała, że połączy nas coś więcej niż przelotna znajomość. Poczułam łzy zbierające się pod powiekami, tak bardzo za nim tęskniłam. Szybko otarłam mokre oczy i odwróciłam się na pięcie. Założyłam buty i ruszyłam w drogę powrotną do domu.


                 - Gdzieś ty była?! - usłyszałam krzyk mojej matki, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania.

- Na mieście - odparłam, kierując się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej karton z sokiem.

- Jak to na mieście?! Przecież mogłaś się zgubić! Zupełnie nie znasz tego miasta! - krzyczała dalej moja rodzicielka. Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę schodów.

- Jak widzisz nie zgubiłam się - mruknęłam.

                     Weszłam na górę i od razu zamknęłam się w pokoju. Moja matka na prawdę nie mogła zrozumieć, że nie ważne, co będzie mówiła ja i tak zrobię swoje?  Westchnęłam głośno i zaczęłam szukać czegoś nadającego się na piżamę. Kiedy udało mi się znaleźć stary t-shirt i krótkie spodenki ruszyłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda dała rozluźnienie mojemu ciału. Po dłuższej chwili wyszłam i wytarłam się w biały, puchowy ręcznik. Ubrałam się i wróciłam do pokoju. Już jutro miałam iść do nowej szkoły. Żeby rano nie biec na łeb na szyję poszukałam sobie ubrań i innych potrzebnych rzeczy. Książki i plan lekcji miałam dostać dopiero jutro. Po przygotowaniu wszystkiego zgasiłam światło i położyłam się spać. Przez długi czas nie mogłam zasnąć, chyba złapał mnie stres przed nowym otoczeniem. Nie miałam pojęcia jacy są ludzie w tej szkole. W mojej starej byłam dość lubiana i w sumie nie było osoby, która nie wiedziałaby kim jest Lexi Blood. Po części była to zasługa Jacka, o którego była zazdrosna większa część dziewczyn ze szkoły. Jednak z drugiej strony mogła to być zasługa kilku bójek, w które się wdałam. Każdy wiedział, że ja się nie patyczkuję i lepiej mi nie podskakiwać. Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienia. Nie wiem czy przekręcałam się z boku na bok przez kilka godzin, czy może tylko kilka minut, ale jednak udało mi się zasnąć.

             
                  Z błogiego snu wyrwał mnie okropny dźwięk budzika.

- Nienawidzę cię - syknęłam na urządzenie i przetarłam twarz dłonią.

              Słońce świeciło prosto na moją  twarz. - I ciebie też - dodałam, zwlekają się z łózka. Wzięłam uprzednio przygotowane ubrania i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Przebrałam się i wróciłam do pokoju. Oczywiście nie obeszło się bez potknięcia o pudła porozstawiane po całym pomieszczeniu. Zapamiętałam, by po powrocie jakoś je poustawiać, a w weekend  może namówię mamę na zakup jakiś mebli. Zrobiłam makijaż identyczny, jak wczoraj, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wpakowałam kilka niezbędnych rzeczy do torby i zeszłam na dół, by zjeść coś konkretnego. Zbiegłam po schodach i od razu wparowałam do kuchni. Stanęłam przed lodówką i kolejne kilka minut poświęciłam na zastanawianie się, co bym zjadła. W końcu zdecydowałam się na kanapkę z szynką i pomidorem.

- Gotowa? - zapytała mama, wychodząc z łazienki.

- Powiedzmy - mruknęłam, będąc w połowie jedzenia. Szybko przełknęłam moje śniadanie i złapałam butelkę z sokiem i wrzuciłam ją do torby. Zjechałyśmy windą i odnalazłyśmy nasz samochód na parkingu.

- Lexi, obiecaj mi, że na razie nie będziesz sprawiać większych kłopotów - powiedziała mama, kiedy już wyjechałyśmy na jezdnię.

- Na razie - odparłam i uśmiechnęłam się. Po około piętnastu minutach byłyśmy na miejscu. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na budynek, który miał trzy piętra i od tamtej chwili miał być moją nową szkołą.

- To idę - powiedziałam mocnej zaciskając palce na pasku od torby.

- Dasz radę - powiedziała mama i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

                  Wiem, że dla niej ta przeprowadzka też była ciężka. Musiała zostawić swoją ukochaną kwiaciarnię, którą prowadziła od lat. Wcale nie musiała tego robić, ojciec zawsze zarabiał więcej niż było nam potrzeba, jednak ona to kochała, a teraz zostało jej to zabrane. Chociaż czasem była nie do zniesienia, co chyba po niej odziedziczyłam, to była na prawdę w porządku.

- Dzięki, mamo - odpowiedziałam cicho i zamknęłam drzwi samochodu.

          Wzięłam ostatni głęboki wdech i odwróciłam się w stronę wejścia do szkoły. No cóż, trzeba się z tym zmierzyć.
__________________________________________
Cześć! :) No i mamy rozdział pierwszy, jak widać nie dzieje się nic ciekawego, ale to tylko takie wprowadzenie. Nie napisze tutaj nic więcej, bo jest druga w nocy,a  ja jeszcze muszę iść się ogarnąć. Także, dobranoc i do następnego! <3
PS. Szablon pochodzi od Mei, świetny, prawda? Dziękuję bardzo :)
I jeszcze jedno! Zaaktualizowałam  zakładkę bohaterowie! :)

poniedziałek, 28 lipca 2014

Prolog

9 komentarzy:
                       Pomału kończyłam pakować wszystko w pudeł. Lada moment miała podjechać ciężarówka, która miała zabrać nasze rzeczy do niewielkiego miasteczka niedaleko Miami. Tata dostał awans, co wiązało się nie tylko z  lepszym stanowiskiem, ale i z  wyprowadzką do nowego miejsca. Nie byłam z tego powodu ani trochę zadowolona. Tutaj, w Seattle, miałam wszystko czego potrzebowałam. Przyjaciół, rodzinę, dom, a tam? Nie znałam tam nikogo, nawet nie wiedziałam, czy ktoś tam mnie zaakceptuje! Zdecydowanie wolałabym zostać tutaj. Nawet prosiłam rodziców, żebym mogła zostać u dziadków, ale nie! Zamknęłam ostatnie pudło i usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Zrobiło mi się cholernie smutno, kiedy znów pomyślałam, że już tutaj nie wrócę. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Czułam ścisk na sercu. Tak bardzo nie chciałam opuszczać tego miejsca.


                            Stałam w objęciach zapłakanej Jess. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od zawsze, a teraz miałyśmy się rozstać na nie wiem ile. Od Seattle do Miami był spory kawałek drogi, więc nie będziemy miały okazji często się spotykać.

- W wakacje się zobaczymy, prawda? - zapytała Jessica, pociągając nosem. Odgarnęła swoje długie brązowe włosy, które wpadły w jej niebieskie oczy i otarła łzy z policzków.

- Oczywiście! - zawołałam, również ocierając łzy.

- Nawet jeśli znajdziesz tam nowych przyjaciół? - spojrzała na mnie niepewnie.

- Och, Jess, nikt nie będzie lepszy od ciebie! - odparłam oburzona.

           Po chwili zauważyłam Jack'a, mojego byłego już chłopaka. Kiedy dowiedzieliśmy się, że będę musiała wyjechać zadecydowaliśmy o rozstaniu, żadne z nas nie było gotowe na związek na taką odległość. Moja przyjaciółka też go zobaczyła i odsunęła się ode mnie. Serce zabiło mi mocniej, jak przy każdym naszym spotkaniu. To, co do niego czułam było naprawdę  silne i nie sądziłam, że prędko pozbędę się tego uczucia. Bez słowa podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Odwzajemnił mój uścisk i pogłaskał po plecach.

- Będę cholernie tęsknić - powiedziałam cicho.

- Ja też - odparł smutno, ścierając kciukiem łzę spływającą po moim policzku.

        Przygryzłam wargę i spojrzałam w jego pełne smutku oczy. Po chwili stanęłam na placach i lekko musnęłam jego usta. Nie pozwolił mi się odsunąć tylko pogłębił pocałunek. Nie myślałam wtedy, że przez to jeszcze ciężej będzie nam się rozstać, najważniejsze było to, że miałam go przy sobie jeszcze przez chwilę. Oparłam swoje czoło o jego i ponownie zatopiłam się w czystym błękicie jego oczu.

- Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Nie chcę cię stracić - szepnęłam, powstrzymując łzy.

- Wiem, Lexi, wiem. Ja też tego nie chcę. Proszę cię, nie płacz - ostatnie słowa wypowiedział łamiącym się głosem.

- Lexi już czas! - usłyszałam krzyk mojego taty.

        Serce ścisnął mi żal. Ostatni raz przytuliłam Jack'a i podeszłam do Jess i ją również przytuliłam. Łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. Rozstanie z dwoma najbliższymi osobami bolało bardziej niż cokolwiek innego. Wsiadłam do samochodu i spojrzałam na przez szybę na Jessicę i Jack'a. To tak cholernie bolało! Tata ruszył za ciężarówką, która wiozła nasze rzeczy. Ostatni raz pomachałam im i ukryłam twarz w dłoniach.

__________________________
Witam, witam! :D Nigdy nie sądziłam, że założę drugiego bloga, ale dzięki Melodii założyłam i mam nadzieję, że wytrwam do końca :) Nie będę się rozpisywała, mam nadzieję, że prolog wam się podoba ^^
Pozdrawiam :*