czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 3

7 komentarzy:
            Szybko weszłam do mieszkania i zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, co zrobić, żeby wyrobić się w pół godziny ze zjedzeniem czegoś, wybraniem ciuchów, których trzeba było szukać w tych cholernych pudłach i ogólnym ogarnięciem swojej osoby. Odetchnęłam głęboko i oparłam się plecami o ścianę.

- Lexi, coś się stało? - zapytała mama wychodząc z kuchni i wycierając dłonie w ręczniczek.

- Nie, po prostu mam mało czasu i mnóstwo rzeczy do zrobienia! - jęknęłam, odgarniając włosy z czoła.

- Proponuję ci zacząć od obiadu - zaśmiała się kobieta.

- Tak, to jest dobry pomysł - uśmiechnęłam się do niej i pognałam do kuchni.

        Na stole stała już miska z zupą. Usiadłam  z takim impetem, że krzesełko się nieco odsunęło i o mało nie wylądowałam na podłodze. Lexi ogarnij się. W ekspresowym tempie pochłonęłam obiad i ruszyłam do swojego pokoju, po drodze zabierając torbę z przedpokoju i o mało nie wpadając na wchodzącego do domu tatę. Wpadłam do pokoju jak burza, cały czas spoglądając na zegarek w telefonie i w między czasie odpisując na SMS'y od Jess i Jacka. Spojrzałam na pudła i załamałam ręce. Jak w piętnaście minut mam znaleźć tu cokolwiek nadającego się do założenia? Szybko zaczęłam przerzucać wszystko, aż w końcu, kiedy stosik za mną był całkiem pokaźnej wielkości znalazłam czarne spodenki z wysokim stanem i biały t-shirt na ramiączka. Ruszyłam do łazienki, zabierając ze sobą kosmetyczkę. Zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam okropnie! Moje włosy jeszcze nie przyzwyczaiły się do tak drastycznej zmiany klimatu i sterczały każdy w inną stronę. Jęknęłam i chwyciłam szczotkę, próbując okiełznać włosy. Po kilku minutach poddałam się i związałam je w koka, a kilka pasm wypuściłam po bokach twarzy. Przemyłam twarz chłodną wodą i poprawiłam makijaż. Przebrałam się we wcześniej wybrane ubrania i pognałam do pokoju po torebkę. Wybrałam małą zawieszaną przez ramię w karmelowym kolorze. Schowałam do niej telefon, gumy do żucia, klucze i portfel. Znalazłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne, które nasunęłam na głowę i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wybiegłam z pokoju. Zamykając za sobą drzwi przystanęłam i odgarnęłam kilka niesfornych pasm włosów z twarzy. Wzięłam głęboki oddech i poprawiając pasek od torebki na ramieniu ruszyłam do schodów. Spokojnym krokiem zeszłam na dół i od razu ujrzałam moją mamę wesoło rozmawiającą z moim nowym znajomym.

- Już jestem - uśmiechnęłam się do Max'a i stanęłam u jego boku. Wzrokiem jeszcze odszukałam swoje białe sandałki na płaskiej podeszwie i sięgnęłam po nie. Wprawnymi ruchami nasunęłam je na stopy.

- Idziemy? - zapytał blondyn, uśmiechając się do mnie. Kiwnęłam głową i wyszliśmy na korytarz.

Kilka minut później byliśmy już na dole.

- To gdzie idziemy? - zapytałam, stając przodem do chłopaka.

- Przed siebie - zaśmiał się. Ruszyliśmy  w nieznanym mi kierunku.


       Po około dwóch godzinach chodzenia po mieście znałam już kilka ciekawych miejsc. Kiedy słońce zaczęło zachodzić dotarliśmy na plażę. Widok był naprawdę niesamowity. Ludzi nie było zbyt dużo, co mnie nieco zdziwiło.

- Rzadko kiedy są tu prawdziwe tłumy. Mało tu turystów, większość jeździ prosto do Miami - wyjaśnił mój towarzysz, kiedy podzieliłam się z nim swoimi spostrzeżeniami.

           W pewnym momencie zauważyłam parę ludzi mniej więcej w moim wieku spacerujących przy brzegu. Poczułam okropny ścisk w żołądku. Rozstanie z Jack'iem zabolało jeszcze bardziej. Chciałabym żeby on i Jess byli tu ze mną.

- Coś nie tak? - zapytał Max, przyglądając mi się z lekkim niepokojem.

          Kiwnęłam przecząco głową i mrugnęłam kilka razy, by pozbyć się zbędnych łez. Spacerowaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Max okazał się być strasznie pozytywną osobą. Idealnym kompanem do długich spacerów i rozmów. Był bardzo ciekawy tego, co działo się w moim życiu przed przyjazdem tutaj. Opowiadałam mu wszystko bardzo ogólnikowo, nie ufałam mu na tyle by zagłębiać się w szczegóły mojego życia.

        Kiedy słońce już zaszło udaliśmy się z powrotem do domu. Buzie nam się nie zamykały przez całą drogę, co nieco mnie dziwiło bo zwykle miałam lekkie problemy z tak łatwym rozmawianiem z obcymi ludźmi.

- Lexi -zaczął Max, kiedy staliśmy już w windzie. Spojrzałam na niego pytająco. - Wiesz, mój znajomy organizuje imprezę. Nie chciałabyś przyjść?

- Jasne, czemu nie - odparłam z uśmiechem. - A czy mogłabym zabrać znajomą?- Od razu pomyślałam o zabraniu ze sobą Sophie.

- Jasne! - Max zareagował bardzo pozytywnie, co mnie bardzo ucieszyło.

       W tamtym momencie winda zatrzymała się na naszym piętrze, więc szybko z niej wysiedliśmy. Pożegnaliśmy się i każde weszło do swojego mieszkania. Podczas podróży dowiedziałam się, że Max wynajmuje to mieszkanie z kilkoma kumplami. Obiecał mnie z nimi zapoznać, więc może być ciekawie. Zamknęłam za sobą drzwi i z uśmiechem na ustach zaczęłam ściągać buty. Max sprawił, że na chwilę zapomniałam o dawnym życiu i żyłam chwilą obecną.

- Widzę, że nowy znajomy dobrze na ciebie wpłynął. - W przedpokoju zjawiła się mama z uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że nie jesteś już tak zła za tą wyprowadzkę. Wiesz, że to była ogromna szansa dla twojego ojca.

- Mamo, skończ- przerwałam jej nieprzyjemnie.

           Byłam zła. Okropnie. Starałam się tego po sobie nie pokazywać, by nie robić przykrości mamie. Podniosłam torebkę, którą rzuciłam na podłogę wchodząc do mieszkania, i weszłam po schodach na górę. Zacisnęłam zęby, żeby tylko na nikogo nie nakrzyczeć. Na prawdę starałam się nie myśleć o tym wszystkim w ten sposób, ale oni po prostu odebrali mi życie! Wszystkich znajomych, przyjaciół i chłopaka, a nawet resztę rodziny! Przecież tutaj nie mieliśmy nikogo prócz znajomych ojca, którzy szczerze mówiąc gówno mnie obchodzili. Weszłam do pokoju powstrzymując się by nie trzasnąć drzwiami, o które oparłam się plecami i zjechałam w dół. Rozwiązałam włosy i odchyliłam głowę do tyłu. Powstrzymywałam łzy ze wszystkich sił. Nienawidziłam okazywać jakichkolwiek słabości, nawet kiedy nie było przy mnie nikogo. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

- Lexi, proszę cię, otwórz - poprosiła mama.

- Nie, chcę być sama - odparłam najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać.

- Jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać to możesz na mnie liczyć - ciągnęła dalej kobieta.

- Mamo, nie potrzebuję. Radzę sobie doskonale - odpowiedziałam szorstko i odetchnęłam głośno. Przeczesałam dłonią splątane włosy i podniosłam się z podłogi. Zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju. To zawsze pomagało mi się uspokoić i tak też było tym razem.

           Kiedy robiłam któreś już z kolei okrążenie po pokoju byłam już całkiem spokojna. Z nadzieją, że nie spotkam nikogo udałam się do łazienki, uprzednio zabierając z pokoju piżamę. Stanęłam przed lustrem i po raz kolejny tego dnia przeraziłam się swoim stanem. Ten klimat wpływał na prawdę źle na mój wygląd. Szybko pozbyłam się resztek makijażu, które jeszcze nie spłynęły z mojej twarzy i ściągnęłam z siebie ubrania. Weszłam pod prysznic i pozwoliłam by ciepłe strużki wody oplatały moje ciało.




                 - Nienawidzę cię - mruknęłam, przykrywając głowę kołdrą, próbując zagłuszyć ten okropny dźwięk budzika.

- Lexi, wstawaj! - usłyszałam krzyk mamy z dołu.

- Pierdziele to, nie wstaje, rzucam szkołę, idę na bezrobocie, albo znajdę sobie bogatego męża - mruczałam pod nosem. - Ej, ty jak nie pijesz to myślisz! Z tym mężem to jest całkiem niezła perspektywa - zaczęłam mamrotać coraz głośnej, a po chwili dotarło do mnie, że mówię sama do siebie i to nie było zbyt normalne...

          Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Kto do jasnej cholery stawia łóżko pod oknem na poddaszu?!

 - Nienawidzę was wszystkich - podsumowałam wstając z łóżka.

       Mrucząc pod nosem przekleństwa weszłam do łazienki. Chyba będę musiała przyzwyczaić się do wyglądania okropnie. Rozczesałam włosy i związałam je w kitkę, by nie przeszkadzały mi w wykonywaniu kolejnych czynności. Przemyłam twarz letnią wodą, umyłam zęby i wzięłam się za malowanie kresek na moich powiekach. Nie radzę tego robić na wpół śpiąco! Kiedy w końcu uporałam się z tym wszystkim z rozpuszczonymi włosami, w pełni ubrana, z torbą na ramieniu zeszłam na dół do kuchni. Mama już się tam krzątała szykując mi śniadanie i lunch do szkoły.

- Wiesz, że mogłabym zrobić to sama? - zapytałam śmiejąc się lekko. Stałam oparta o futrynę i przyglądałam się mojej rodzicielce.

- Wiem, ale nie mogę ciągle siedzieć i nic nie robić! - zaśmiała się, układając kanapki na talerzu.

       Usiadłam przy stole opierając się plecami o ścianę, a nogi oparłam na krześle stojącym obok i wzięłam się za jedzenie. Kiedy byłam w połowie drugiej kanapki dostałam SMS'a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam ekran. Okazało się, że nadawcą wiadomości był Mike. Przez chwilę zastanawiałam się skąd ma mój numer, ale udało mi się przypomnieć wczorajszą sytuację podczas lunchu.
Czekam pod blokiem. Proszę pospiesz się, nudzę się! 
M. 
Odczytałam wiadomość z uśmiechem na ustach i szybko dokończyłam moje śniadanie. Spakowałam lunch do torby, pożegnałam się z mamą i wybiegłam z mieszkania. Winda na szczęście była na moim piętrze, więc wskoczyłam do niej i wcisnęłam guzik z cyfrą zero. Spojrzałam na swoje odbicie w ścianie windy. Miałam na sobie szarą bluzkę na ramiączka sięgającą nieco za pupę i krótkie dżinsowe spodenki. Jako buty wybrałam zwykłe, czarne trampki. Kilka bransoletek na nadgarstku i srebrny naszyjnik z motylkiem dopełniały stylizację, Poprawiłam jeszcze włosy i mogłam wysiadać. Szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz i od razu rzucił mi się w oczy Mike opierający się o swój samochód. On też mnie zauważył i uśmiechnął się. Odwzajemniłam ten gest i ruszyłam w jego stronę.

- Heej - przywitałam się.

- Cześć - odparł i po chwili dodał. - Nie pytaj, Sophie powiedziała mi gdzie mieszkasz, a że to po drodze to stwierdziłem, że wpadnę.

- Muszę zapamiętać, żeby nie mówić Sophie o swoich tajemnicach - zaśmiałam się.

- Tak, koniecznie to zapamiętaj! - zawtórował mi. - Lepiej już jedźmy, bo nie wypada się spóźniać na początku roku.  

   Wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę przegadaliśmy o jakiś głupotach i w sumie dobrze się przy tym bawiliśmy. Mike jeździł jak szalony, ale w sumie nie przeszkadzało mi to, lubiłam tą nutkę adrenaliny. Niecałe piętnaście minut później mój towarzysz parkował samochód na szkolnym parkingu. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę wejścia do szkoły. Widziałam mnóstwo zazdrosnych spojrzeń innych dziewczyn i śmiałam się z nich w duchu. Kiedy przekroczyliśmy próg budynku dopadła nas Sophie z Lucasem. Spojrzałam na blondynkę wymownie poruszając brwiami, a ona powiedziała mi tylko bezgłośnie "zabiję cię". Zaśmiałam się i sięgnęłam do torby po plan lekcji by sprawdzić jaką lekcję mam pierwszą, Ponownie zaczynam angielskim, może uda mi się trochę zdrzemnąć?

- Chris mówił, że dzisiaj przyjdzie - powiedział w trakcie rozmowy Lucas.

         Jakoś niespecjalnie słuchałam o czym mówili, ale to akurat przykuło moją uwagę. Postać Chrisa bardzo mnie intrygowała. Kiedy zabrzmiał dzwonek udaliśmy się do swoich klas. Dzięki Sophie już nieco ogarniałam rozkład szkoły i sal. Razem z resztą uczniów weszłam do sali i zajęłam miejsce z tyłu pod oknem - tak jak poprzedniego dnia. Wyciągnęłam zeszyt i razem z torbą położyłam go na ławce. Odszukałam też słuchawek, które leżały oczywiście gdzieś na dnie torby. Kiedy już jakimś cudem udało mi się je odnaleźć natychmiast podłączyłam je do telefonu. Odszukałam jakiejś wartej uwagi piosenki i położyłam głowę na złożonych na torbie rękach. Mój poziom wyspania był równy zero, więc musiałam to jakoś nadrobić. Przymknęłam oczy i myślami odpłynęłam gdzieś daleko. Po jakiś dwóch piosenkach usłyszałam przeraźliwy huk. Boże, bombardują nas! Uniosłam wzrok i wyjęłam słuchawki z uszu.

- Panie Parker, proszę nie trzaskać tymi drzwiami! - uniosła się nauczycielka.

- Wrzuć na luz, kobieto - odparł bezczelnie chłopak.

- Christoperze, wyrażaj się! - Willams poczerwieniała ze złości i wstała z swojego miejsca. - Zajmij swoje miejsce, albo opuść moją salę.

- O ile mi wiadomo, to sala jest...- zaczął, z bezczelnym uśmiechem na ustach.

      Czyli to musiał być Chris, o którym mówiła Sophie. Pasował mi do jej opisu. Wyglądał na chuja. Ale jak przystojnego. Idealna sylwetka, ciemne, nieco przydługie włosy w nieładzie i ten bezczelny uśmieszek. Lexi, opanuj się.

- Siadaj! - krzyknęła nauczycielka. Jak na kobietę w takim wieku miała bardzo donośny głos.

- Co ty tu robisz? - zapytał nagle Chris, siadając na krześle obok mnie,

- No nie wiem, siedzę? - mruknęłam zaspana. A liczyłam, że sobie pośpię, a jak mam spać, kiedy ktoś siedzi obok?!

- To już zauważyłem, słonko, ale czemu siedzisz w MOJEJ ławce? - uniósł brwi, wyraźnie akcentując słowo "mojej".

- Nie zauważyłam, żeby była podpisana - odparłam spokojnie. - I nie mów do mnie słonko, promyczku.

- U, widzę, że ktoś tu jest wygadany - skomentował i uśmiechnął się. Matko, niech on się do mnie uśmiecha do końca życia! Mimo wszystko udało mi się nie pokazać targających mną emocji. - Jestem Chris - odezwał się po dość długiej przerwie.

- Zdążyłam zauważyć - odparłam, spoglądając na niego kątem oka.
- Wypadałoby, żebyś też się przedstawiła - dorzucił.

- Lexi - odparłam, wywracając oczami.

- Jeszcze cię tu nie widziałem, tak długo mnie nie było?

- Przyszłam wczoraj, a jak długo cię nie było, to raczej nie mnie pytaj.

   Resztę lekcji przesiedzieliśmy w  milczeniu, co chwila rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Teraz intrygował mnie jeszcze bardziej niż rano. 


__________________________
Sie-sie-siemankoooo! Matko boska, nie było mnie od sierpnia,czaicie to? Jest tu w ogóle ktoś xd? Wybaczcie tą meeeeeega wielką przerwę, ale przez ostatnie 3 miesiące byłam pozbawiona komputera i nie miałam jak pisać. Ale jesteeem! Boże, teoretycznie mam wam tyle do powiedzenia, ale nie chcę, żeby to było dłuższe niż rozdział xd Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo to mój ulubiony jak na razie. ^^ Także, żyję, mam sie dobrze, n może prócz kataru, który mnie dziś dopadł, ale nie ważne! Kończę, mam nadzieję, że u was też dobrze, że super wam idzie w szkołach, bo mi tak średnio, ale "to się poprawi!" xd 
Pozdrawiam  <3333