sobota, 2 maja 2015

Uwaga

4 komentarze:
Cześć. Jak pewnie zauważyliście rozdziału nie było od baaaardzo dawna, a spowodowane było to moim kompletnym brakiem weny. Nie będę oszukiwać, że nie miałam czasu, bo miałam go bardzo dużo przez ten czas. Jestem zmuszona zawiesić tego bloga na czas nieokreślony, bo nie potrafię na niego patrzeć kiedy leży taki nieruszony. Postaram się wkrótce wrócić o ile ktokolwiek ma jeszcze ochotę czytać tego bloga.
Pozdrawiam. 

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 5

5 komentarzy:
             Zeszłam z łóżka i podeszłam do pudeł. W mojej głowie wciąż kołatały słowa Sophie "ty jesteś tu, oni tam, nie wiesz co robią". Może miała rację? Postanowiłam, że dzisiaj nie będę się tym przejmować. Miałam się dobrze bawić, a nie rozmyślać co robią moi przyjaciele w Seattle.

- Obiecaj mi, że nie będziesz się tym dziś zadręczać. - Sophie spojrzała na mnie i wygięła usta w półuśmiechu. - Będziemy się dobrze bawić!

- Obiecuję - odparłam, unosząc lekko kąciki ust.

-No, to teraz pokazuj co tam masz! Zrobimy z ciebie prawdziwą królową tej imprezy - zaśmiała się blondynka przewracając się na brzuch i wlepiając we mnie zaciekawione spojrzenie. Powoli zaczęłam przegrzebywać pudła i walizkę, w których znajdowały się moje ubrania.

- Trzeba będzie ci skombinować jakieś meble - stwierdziła w pewnym momencie Sophie.

- W weekend miałam iść na jakieś zakupy - odpowiedziałam odrzucając za siebie jakieś ubrania.

- Świetnie! Idę z tobą -oznajmiła radośnie blondynka.

- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się do niej rozciągając przed twarzą jakąś koszulkę.

- Schowaj to z powrotem - roześmiała się moja towarzyszka. - Odejdź, ciocia znajdzie ci odpowiednie ubrania.

           Zaśmiałam się jedynie na te słowa i zamieniałam się z nią miejscami lokując się na wygodnej pościeli i przyglądając poczynaniom znajomej. Przeglądała moje rzeczy z niemałym zaciekawieniem, co chwila komentując je pod nosem. Co ciekawsze okazy odrzucała na bok, by móc potem ułożyć z nich całość.

- Umiesz w nich chodzić? - zapytała, wyciągając z pudła czarne lity na brązowym słupku.

- Nie, leżą, żebym mogła na nie popatrzeć - rzuciłam ironicznie.

- Tak też można. - Wzruszyła jedynie ramionami i odłożyła buty na kupkę z rzeczami nadającymi się na wyjście.

                 Sophie od dobrych kilkunastu minut próbowała znaleźć coś idealnego na imprezę. Gdyby to ode mnie zależało nie stroiłabym się zbytnio, ale moja znajoma nie przyjmowała tego do wiadomości. Uznała, że na pierwszej imprezie należy wyglądać tak, żeby wszyscy cię zapamiętali.

- Nie masz zbyt wielu rzeczy na nasz klimat - mruknęła dziewczyna odrzucając za siebie kolejną bluzę z kapturem.

- W Seattle to trochę inaczej wygląda - mruknęłam łapiąc kolejną część garderoby, którą Sophie rzuciła niezgrabnie za siebie.

- Musimy kiedyś wybrać się na zakupy - stwierdziła poważnie, na co ja jedynie przytaknęłam i dalej obserwowałam jej poczynania. Po kolejnych kilkunastu minutach i kolejnych ubraniach rzuconych gdzieś za siebie Sophie stwierdziła, że już chyba znalazła odpowiedni strój.

- Gdzie masz biżuterię? - zapytała rozglądając się na boki. Leniwie zsunęłam się z wygodnego łóżka i podeszłam do jednej z walizek. Szybkim ruchem otworzyłam ją i przegrzebałam zawartość dokopując się do beżowego kuferka z biżuterią. Nie miałam jej jakoś specjalnie dużo, ale mnie to w zupełności wystarczało.

- Właściwie, masz szafę, a ubrania wciąż trzymasz tu - wskazała na pudła i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

- Nie mam wieszaków - przyznałam uśmiechając się pod nosem.

- Serio? - parsknęła śmiechem blondynka, a ja jedynie pokiwałam głową. - Na prawdę powinnaś wybrać się na zakupy.

- Racja - odparłam niechętnie, nie byłam osobą, która lubowała się w łażeniu po sklepach.

          Sophie wygrzebała z kupki "rzeczy nadających się na wielkie wyjście", jak sama to określiła, odpowiednie rzeczy i zaczęła układać wszystko na łóżku. Stanęłam za jej plecami, kiedy już skończyła.

- No powiedz, czy ja nie jestem genialna? - zapytała retorycznie, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Przyjrzałam się wybranemu zestawowi i uśmiech sam wpełznął na moje usta. Blondynka wybrała coś prostego - czarną, krótką sukienkę na ramiączka, nie była ona zbyt obcisła ani zbyt zwiewna. Do tego oczywiście dołączyły lity, a dopełnieniem był długi, srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie czaszki.

- No nieźle, nie sądziłam, że ci się uda - powiedziałam, patrząc z uznaniem na koleżankę.

- Nie wierzyłaś we mnie, jak mogłaś? - prychnęła udając obrażoną. - Ech, no dobra, znamy się od kilku dni, wybaczam ci tę zniewagę.

              Sophie cały czas starała się zachowywać poważnie jednak ja od razu wybuchnęłam śmiechem. Z niewiadomych przyczyn słowa "zniewaga" śmieszyło mnie.

- A ty, w co się ubierasz? - zapytałam zaciekawiona, kiedy opanowałam swój wybuch śmiechu. Sophie spokojnym krokiem podeszła do torby, którą wcześniej rzuciła koło łóżka i zaczęła wyciągać z  niej różne części garderoby rozkładając je tak, jak moje. Jej stylizacja składała się z białego braletu  na cienkich ramiączkach w małe kwiatki, a do tego czarnej, rozkloszowanej spódniczki i czarnych szpilek. Pokiwałam z uznaniem głową.

- Teraz zabieramy się za makijaż i fryzury! - pisnęła podekscytowana dziewczyna. Ponownie sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej pokaźnych rozmiarów kosmetyczkę.

- Czy ty masz torbę bez dna jak Hermiona z Harry'ego Potter'a? - zapytałam, sadowiąc się na łóżku. Sophie zaśmiała się dźwięcznie i usiadła obok mnie, przesuwając nieco swoje ubrania.

- To kwestia odpowiedniego ułożenia - odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Powoli zaczęła przegrzebywać kosmetyczkę w poszukiwaniu odpowiednich produktów. Ona chyba już dawno wymyśliła sobie, jak chce wyglądać. - Mamy tylko półtorej godziny, więc się rusz - mruknęła, nie zaprzestając przeszukiwań.

- Co? Szukanie ubrań zajęło nam prawie godzinę? - zdziwiłam się, sięgając po telefon i sprawdzając godzinę na wyświetlaczu. Faktycznie. Przewróciłam się na brzuch i włączyłam przeglądarkę internetową w laptopie. Szybko wpisałam tytuł piosenki Ellie Goulding "Love me like you do" i włączyłam ją. Sophie od razu zaczęła podrygiwać w rytm muzyki. Niechętnie ruszyłam tyłek z wygodnego łóżka i odszukałam swoją kosmetyczkę. Usiadłam na podłodze i wysypałam zawartość torebeczki na podłogę.

- Sophie, rzuć mi jakąś poduszkę, ta podłoga jest cholernie niewygodna - rzuciłam odchylając głowę do tyłu. Blondynka nie odrywając wzroku od paletki z cieniami wymacała jedną ręką poduszkę i rzuciła ją we mnie. W ostatnim momencie złapałam ją i położyłam tak, abym mogła w końcu wygodnie usiąść i wziąć się za robienie makijażu.

                Po kilkunastu minutach miałam gotowy makijaż. Czerwone usta, ciemne cienie i kreska eyelinerem - czyli taki mój mały znak rozpoznawczy. Wstałam z miejsca i przeczesałam palcami wciąż lekko wilgotne włosy.

- Możesz usiąść przed lustrem - powiedziałam do Sophie, która męczyła się ze swoim makijażem przy małym lustereczku z opakowania z pudrem. Odetchnęła z ulgą i wstała zamykając pudełeczko. Ja natomiast rzuciłam się na łóżko i ułożyłam wygodnie, tak abym mogła obserwować poczynania koleżanki.

- Radziłabym iść ci się przebrać, bo nie zostało zbyt wiele czasu, a to jest dwadzieścia minut drogi stąd - powiedziała, nakładając cień na powiekę.

- Okej - mruknęłam niechętnie zwlekając się z łóżka. Zebrałam swoje ubrania i powłóczyłam nogami do łazienki.

             Zapaliłam światło i rzuciłam ubrania na pralkę, tak aby się nie pogniotły i żebym nie potknęła się o nie jeśli leżałyby na podłodze. Od razu wzięłam do ręki suszarkę, która leżała na metalowej półeczce i podłączyłam ją do kontaktu. Ustawiłam odpowiednio urządzenie i zaczęłam suszyć włosy. Po kilku minutach były już całkowicie suche, więc wzięłam się za rozczesywanie ich. Następnie pozostało mi tylko założyć sukienkę i mogłam wracać do Sophie.  Tak też zrobiłam i po chwili byłam z powrotem w pokoju, gdzie blondynka właśnie kończyła kręcenie swoich włosów na lokówkę. Usiadłam na łóżku i przypatrywałam się, jak z wprawą zawijała kosmyki włosów na stożkową końcówkę urządzenia.


               Całkowicie gotowe zeszłyśmy na dół, gdzie w salonie siedzieli moi rodzice oglądając telewizję.

- Wychodzimy - krzyknęłam, kiedy zakładałyśmy buty. Tata wstał ze swojego miejsca i podszedł do nas. Oho, szykuje się pogadanka. 

- O której wrócisz? - zapytał spokojnie.

- Nie wiem - odparłam wzruszając ramionami i zawiązując przy tym but. 

- Hm, my z mamą za jakiś czas też wychodzimy i wrócimy raczej jutro po południu, więc proszę cię nie rób nic głupiego i nie przynieś nam wstydu - poinformował mnie poważnie ojciec. 

-  Okej - rzuciłam na odchodne. I tak zrobię po swojemu - dodałam w myślach. 


* Czterdzieści minut później*


                     Stanęłyśmy przed drzwiami dużego, dwupiętrowego domu jednorodzinnego. Wokół domu znajdował  się ogród z mnóstwem różnorodnych kwiatów i krzewów, których nazw nie znałam. 


- No nieźle - powiedziała z uznaniem Sophie otwierając bramkę i wchodząc na posesję. Z domu słychać było głośną muzykę. - Gdzie znalazłaś takich znajomych? - spojrzała na mnie przez ramię.  


- Taki jeden to mój nowy sąsiad - odparłam idąc za nią. 


- Przystojny? - zapytała naciskając dzwonek do drzwi i odwracając się przodem do mnie.


- No całkiem - odpowiedziałam wzruszając ramionami. 


- To musisz mnie z nim zapoznać - powiedziała, puszczając mi oczko. Przez chwilę myślałam, że nikt nie usłyszał dzwonka i najzwyczajniej w świecie powinnyśmy wejść do środka, ale znalazł się ktoś, kto otworzył drzwi i, nawet na nas nie patrząc, wpuścił do środka. Spojrzałyśmy na siebie i z uśmiechami na ustach wkroczyłyśmy w sam środek imprezy. Nie znałam tutaj nikogo, Sophie raczej też nie kojarzyła większości ludzi, więc trzymałyśmy się blisko siebie. Blondynka co chwila trącała mnie łokciem i wskazywała głową na jakiegoś chłopaka, który, jak się domyślam, w jej mniemaniu był przystojny. Za każdym razem śmiałam się pod nosem, bo dziewczyna była bardzo podekscytowana poszukiwaniem nowych obiektów zainteresowań. Z jednym z nich udało jej się nawet nawiązać dłuższy kontakt wzrokowy i wymienić kilka uśmiechów. Kiedy po raz kolejny podążyłam wzorkiem w miejsce, które wskazała moja znajoma poczułam silne zderzenie z kimś  stojącym przede mną. Już miałam niezbyt przyjemnie powiedzieć temu komuś, żeby uważał jak chodzi, ale kiedy spojrzałam w górę ujrzałam roześmianą twarz Max'a.


- Chyba lubisz na mnie wpadać - zaśmiał się. Średnio go rozumiałam przez strasznie głośną muzykę. 


- Nie prawda! - oburzyłam się zakładając ręce na piersi. - To  ty ciągle stajesz mi na drodze. 


- Jaasne - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Chodź, pójdziemy gdzieś, gdzie jest nieco ciszej -powiedział, udając, że głośna muzyka bardzo mu przeszkadza. Obejrzałam się przez ramię na Sophie, ale ta była zajęta flirtowaniem z jakimś kolesiem.  Uznałam więc, że jako duża dziewczynka poradzi sobie sama. Spokojnym krokiem ruszyłam za Max'em. Po chwili znaleźliśmy się w kuchni, gdzie o dziwo było o wiele ciszej. 


- Myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział stając na przeciwko mnie i opierając się o szafki.


- Skoro mówiłam, że przyjdę to przyjdę  -  wzruszyłam ramionami i  uśmiechnęłam się lekko. 


- Twoja znajoma chyba zapoznała się z moim współlokatorem - powiedział wskazując głową na Sophie, która tańczyła z jakimś całkiem przystojnym brunetem. Uśmiechnęłam się i odwróciłam  głowę w stronę mojego towarzysza, który przyglądał mi się z zaciekawieniem. 


- Odkąd tu weszła szukała kogoś godnego jej zainteresowania - powiedziałam, po raz kolejny wzruszając ramionami.


                     Stanęłam na placach i usadowiłam się na skrawku stołu, który nie był zajęty przez napoje i przekąski. Co chwila kątem oka spoglądałam na Sophie, która bawiła się w najlepsze, podświadomie kontrolując jej zachowanie. Czułam, że to tym razem ja muszę być tą rozsądną, choć zwykle Jess pełniła tę funkcję w naszym duecie. 


- Chcesz coś do picia? - zwrócił się do mnie Max. Kiwnęłam głową odwracając wzrok z tłumu na niego. Stał prosto przede mną i patrzył mi w oczy. Przygryzłam wargę i poczułam się lekko skołowana. Zupełnie nie rozumiałam zachowania chłopaka i to mnie trochę przerażało. Po kilku sekundach Max zrobił krok do tyłu, choć miałam wrażenie, że trwało to kilkanaście dobrych minut, więc odetchnęłam z ulgą. Chwilę potem zniknął za drzwiami. Odgarnęłam włosy z twarzy wciąż wbijając wzrok w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął mój towarzysz. Mrugnęłam kilka razy i odwróciłam głowę w drugą stronę sięgając dłonią do miski z chipsami. Nagle poczułam, że ktoś też postanowił poczęstować się przekąską i nasze dłonie się zetknęły. 


- Nie spodziewałem się, że nawet tu się spotkamy - usłyszałam ten irytujący głos w niewielkiej odległości od siebie. Wywróciłam oczami i zwróciłam twarz do mojego rozmówcy. 


- Też miałam nadzieję, że się nie spotkamy - odparłam kąśliwie. 

___________________________
Heej ^^ Jutro mija miesiąc od ostatniego rozdziału, więc jak na mnie to chyba nie jest tak źle, nie xd? W sumie średnio się coś dzieje (jak zwykle), ale później chyba nadrobimy xd 
Pozdrawiam ;*

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 4

5 komentarzy:
                Moje zachwycanie się Parkerem skończyło się już przed lunchem. Może i był przystojny, ale cholernie irytujący. Miałam ochotę przywalić mu w łeb. Najlepiej z patelni. Był okropnym palantem. Nie rozumiałam dziewczyn, które wodziły za nim wzorkiem, kiedy szedł korytarzem. Na mnie patrzyły jakby miały mnie za chwilę poćwiartować, zakopać, odkopać, ponownie poćwiartować i zakopać. Nie wiem, co je powstrzymywało od podejścia i zagadania do niego. Znaczy, już wiem, był idiotą i żadna nie chciała się o tym przekonać i wolały żyć z jego idealnym wyobrażeniem. Westchnęłam, kręcąc głową.

- Czemu wzdychasz? - zapytał, patrząc na mnie.

- Zastanawiam się, co te idiotki widzą w tobie - mruknęłam, spoglądając na dziewczyny wokół.

- Jestem po prostu ideałem - odpowiedział ze śmiechem.

- Znam cię od dwóch godzin i wiem, że nie jesteś - odparłam całkiem poważnie.

- Och, ranisz- złapał się za klatkę piersiową i zaśmiał. - No, przyznaj na tobie też zrobiłem wrażenie.

- Sorry, kochany, ale nie - tym razem to ja się zaśmiałam.

- Znów mnie ranisz- udał, że ociera łzy, na co ja ponownie wybuchłam śmiechem.

       Razem dotarliśmy do stolika na zewnątrz, gdzie siedziała reszta naszej "ekipy". Chłopaki przywitali się i usiedliśmy przy stoliku. Wszyscy zaczęli rozmawiać i śmiać się, ja zajęłam się oczywiście odpisywaniem na SMS'y od moich przyjaciół  ze Seattle.

- Leeeexi - jęknął Mike, patrząc na mnie błagalnie. - Schowaj ten telefon, albo ci go zabiorę! Znowu!

- Spadaj - roześmiałam się, kiedy chłopak zaczął wyciągać ręce w moją stronę.

          Po chwili oboje leżeliśmy na trawie, próbując nawzajem wyrwać sobie telefon. Tarzaliśmy się po ziemi zanosząc się przy tym śmiechem. Reszta znajomych i ludzie wokół patrzyli na nas jak na idiotów, a my wciąż się śmialiśmy. W końcu udało mi się wyrwać urządzenie z ręki chłopaka i przytuliłam je do piersi. Spojrzałam na Mike'a i zaśmiałam się.

- Dzisiaj przegrałeś - powiedziałam triumfalnie, pokazując mu język.

- Tylko dzisiaj - odparł również się śmiejąc.

Po chwili chłopak wstał z trawy i wyciągnął rękę w moją stronę, by pomóc mi wstać. Przyjęlam pomocną dłoń  n do torby, by uniknąć kolejnych upadków. Odszukałam jeszcze karteczkę, na której miałam zapisany adres, pod którym miała się odbyć impreza, na którą zaprosił mnie Max. Rozwinęłam ją i podsunęłam siedzącej obok Sophie.

- Co to? - zapytała czytając, to co było zapisane na karteczce.

- Wiesz gdzie to jest? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

      Blondynka tylko kiwnęła głową i czekała na dalsze wyjaśnienia.

 - Znajomy zaprosił mnie na imprezę, która jest tam -wskazałam na kartkę. - I powiedział, że mogę zabrać kogoś ze sobą, więc pomyślałam o tobie - uśmiechnęłam się do niej.

- To super! - ucieszyła się. - Kiedy?

- Dzisiaj o dwudziestej - odparłam, uśmiechając się do niej. Sophie przez chwilę zastanawiała się nad czymś.

- Okej, o siedemnastej jestem u ciebie - oznajmiła poważnie.

- Czemu u mnie? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc, co blondynka miała w planach.

- Bo od ciebie jest bliżej - odparła, uśmiechając się przyjaźnie.

- Sensowne - mruknęłam, wgryzając się w kanapkę z pomidorem, którą mama wcisnęła mi do torby.


***


                     Nawet nie zauważyłam kiedy minęły mi wszystkie lekcje. Na szczęście już żadnej z nich nie spędziłam z Chrisem, głównie z Sophie. Coraz bardziej przekonywałam się do tego miejsca. Z resztą został mi tylko rok do osiągnięcia pełnoletności, a wtedy będę mogła spokojnie wrócić do domu. Do mieszkania wróciłam od razu po lekcjach, które miałam do piętnastej, więc miałam niezbyt dużo czasu by jakoś ogarnąć mój pokój, w którym wciąż nie było żadnych konkretnych mebli, więc wszystko wciąż leżało w pudłach. Stałam w autobusie opierając się ramieniem o szybę i spoglądając przez nią. To miejsce tak bardzo różniło się od Seattle. Tu wszystko było zupełnie inne, nawet ludzie wydawali się być inni. Westchnęłam i wysiadłam zauważając, że to już mój przystanek. Do domu miałam jeszcze kawałek drogi, który udało mi się pokonać w ciągu kilku minut. Wchodząc do windy spotkałam Max'a, który chciał jeszcze się upewnić, czy na pewno będę na imprezie.

- Cześć! - rzucił chłopak uśmiechając się szeroko.

- Hej - odparłam uśmiechając się lekko.

- Będziesz dzisiaj? - zapytał, patrząc na mnie niepewnie.

- Jasne, przyjdę razem ze znajomą - odpowiedziałam uśmiechając się szczerze.

     Blondyn odwzajemnił ten gest i pożegnał się ze mną po czym wybiegł z klatki. Z uśmiechem na ustach weszłam do windy.



*Półtorej godziny później*

                     Siedziałam na podłodze na środku pokoju, rozglądając się, czy wszystko w miarę okej wygląda, o ile wszystko spakowane w pudła mogło jakoś wyglądać. Miałam jeszcze pół godziny do przyjścia, więc postanowiłam w tym czasie wziąć prysznic. Podeszłam do jednego z pudeł i wyciągnęłam z niego koszulkę i spodenki. Szybkim krokiem udałam się do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na zasuwkę i ściągnęłam z siebie ubrania. Weszłam pod prysznic, a ciepła woda otuliła moje ciało.


                   Zastanawiając się, co mogłabym założyć na siebie, owinięta granatowym, cienkim szlafrokiem, wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na otwartego laptopa, który stał obok mnie. Na ekranie wyświetlało się powiadomienie nieodebranego połączenia na Skype. Po nazwie użytkownika rozpoznałam, że dzwoniła Jess. Bez zastanowienia kliknęłam na zieloną słuchawkę i czekałam aż przyjaciółka odbierze. Po kilku sekundach na ekranie pojawiła się roześmiana twarz Jessici, a tuż za nią leżącą na łóżku postać Jack'a.
 - Heeeej - zapiszczała moja przyjaciółka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cześć - odparłam, uśmiechając się równie szeroko. Kiedy zobaczyłam ich ten dzień od razu stał się lepszy.
- Hej, Lexi - odezwał się Jack podchodząc bliżej Jess. Serce od razu zabiło mi mocniej, a umysł powrócił do wszystkich cudownych wspomnień związanych z nim.


         Grupka dziewczyn stała pod oknem i żywo o czymś dyskutowały. Co jakiś czas któraś z nich rzucała ukradkowe spojrzenie na Nowego. Siedział na kanapie popijając piwo i co chwila zbywając jakieś dziewczyny, które plątały się wokół niego. 

- Może to gej? - szepnęła konspiracyjnie jedna z nich. - Nie chce gadać z żadną dziewczyną...

- Faktycznie, to podejrzane - rzuciła kolejna, spoglądając na chłopaka. 

- Może niech któraś z nas pójdzie? - odezwała się nagle niska blondynka, która do tej pory nie włączała się w rozmowy koleżanek. 

- Która? - zapytało kilka na raz. Większość od razu skierowała swoje spojrzenia na siedzącą na parapecie i popijającą piwo Lexi. 

- Hm? - Dziewczyna zdawała się być zupełnie oderwana od rzeczywistości. Spojrzała na resztę koleżanek unosząc do góry brwi. 

- Nowy. Mamy pewne podejrzenia, więc chcemy go sprawdzić, a ty nadajesz się do tego idealnie - wytłumaczyła szybko blondynka. 

- Podejrzenia? Hm, a co będę z tego miała? - zapytała omiatając obojętnym spojrzeniem grupkę. 

- Odrabiamy za ciebie matmę przez dwa tygodnie - odparła kolejna po konsultacji z resztą. 

- Dwa tygodnie? Nawet nie opłaca mi się wstawać - prychnęła dziewczyna, odwracając wzrok. - Miesiąc - dodała po chwili namysłu, odrzucając włosy do tyłu. 

- W porządku - zgodziła się reszta. Większości z nich bardzo spodobał się nowy uczeń w ich szkole, ale widząc jak zbywa wszystkie inne dziewczyny wiedziały, że nie mają szans. Za to Lexi tak. Obok niej nikt nie przechodził obojętnie, nikt jej nigdy nie odmawiał, bo wiedział, że to może źle się dla niego skończyć. 

          Szatynka zgrabnie zeskoczyła z parapetu i niespiesznym krokiem ruszyła w stronę kanapy, an której samotnie siedział Nowy. Robiła to tylko i wyłącznie dlatego, że na prawdę nienawidziła matmy. Prześlizgnęła wzrokiem po sylwetce chłopaka. Był dość wysoki i przystojny, to musiała mu przyznać. Na dłuższą chwilę jej wzrok zatrzymał się na lekko umięśnionych ramionach, a następnie przesunął się wprost na twarz chłopaka. Jej wzrok przykuły intensywnie niebieskie oczy, których spojrzenie na ułamek sekundy skrzyżowało się z jej własnym. Uśmiechnęła się lekko, pokazując mu tym samym swoje zainteresowanie jego osobą. Wcale nie peszyło jej to, że przyłapał ją na przyglądaniu się mu. 

- Mogę? - zagadnęła, wskazując na miejsce obok niego. 

- Jasne - odparł z uśmiechem. Lexi wciąż czuła na sobie wzrok koleżanek, który wręcz przeszywał ją na wylot. 

- Jestem Lexi - przedstawiła się, siląc się na uprzejmy ton. Nie chciała go od razu wystraszyć. 

- Jack - uśmiechnął się chłopak, lustrując ja wzrokiem. Zauważył ją już dużo wcześniej i musiał przyznać, że była bardzo ładna i do tego w jego typie. Jednak jej styl bycia sprawiał, że niezbyt uśmiechało mu się po prostu podejść i zagadać, choć nigdy wcześniej nie miał z tym specjalnych problemów. Ona go skutecznie onieśmielała. 

- Jak ci się podoba w Seattle? - zagadnęła go z przyjaznym uśmiechem, który nieczęsto pojawiał się na jej twarzy, zwykle jego miejsce zajmował ironiczny uśmieszek. 

- Jeszcze nie miałem okazji się specjalnie rozejrzeć, chyba brakuje mi dobrego towarzystwa - odpowiedział, również uśmiechając się do niej. 

- Hm, może znajdziemy ci towarzystwo, jest co oglądać - zasugerowała szatynka. - Widzisz tamte dziewczyny? - wskazała głową na grupkę jej "koleżanek". Chłopak jedynie kiwnął głową i czekał na dalsze wyjaśnienia. - Połowa z nich jest na ciebie strasznie napalona i z chęcią ci potowarzyszą - dokończyła swoją myśl przystawiając do ust plastikowy kubek i upijając z niego łyk alkoholu. 

- Hm, wiesz, raczej wolałbym inne towarzystwo - odparł puszczając jej oczko. Zaczynał czuć się w jej towarzystwie coraz pewniej. Jednak nie jest taka straszna jak mówią - pomyślał. 

- Taak? To znaczy jakie? - zapytała, przygryzając delikatnie malinowe wargi i spoglądając na niego spod kurtyny gęstych, długich rzęs. 

- Na przykład twoje. Dasz się namówić na spacer? - zapytał z nadzieją, że dziewczyna się zgodzi. 

- Rozpatrzę twoją propozycję - odparła śmiejąc się lekko. 


              Doskonale pamiętałam tamten wieczór, wtedy wszystko się zaczęło.

- Opowiadaj, jak tam jest! - ekscytowała się moja przyjaciółka.

- Gorąco - odparłam uśmiechając się.

- Czemu jesteś w samym szlafroku? - zapytał ze śmiechem Jack.

- Wybieram się na imprezę  - odparłam spokojnie.

- Bawisz się bez nas? Ty małpo! - oburzyła się Jess i odrzuciła głowę w bok tak gwałtownie, że swoimi włosami zrzuciła kamerkę na ziemię. Zaczęłam się śmiać, a z głośnika dochodził do mnie śmiech Jack'a i przekleństwa Jess. Sama nie wiem skąd ona tyle ich znała.

- Lexi, ktoś do ciebie! - krzyknęła mama z dołu. Zamyśliłam się przez chwilę nim zrozumiałam, że zapewne chodzi o Sophie, która miała mnie odwiedzić i razem miałyśmy się przygotować.

- Wpuść ją na górę - odkrzyknęłam z nadzieją, że mama zrozumie słowa tłumione przez ściany.

- Czego się tak drzesz? Jeszcze nie ogłuchliśmy - roześmiała się Jess. - Znaczy ja nie ogłuchłam, nie wiem jak ty Jack? - dziewczyna od razu spojrzała na mojego byłego chłopaka.

- Z tego co mi wiadomo to z moim słuchem jeszcze wszystko w porządku - odparł spoglądając na nią z taką jakby czułością? Nie, na pewno mi się przywidziało.

            Chwilę później ktoś wparował do mojego pokoju nie trudząc się o coś takiego jak pukanie. Od razu rozpoznałam Sophie i uśmiechnęłam się do niej na powitanie.

- No siema - rzuciła, bezceremonialnie waląc się na moje łóżko tuż obok mnie. - O, hej - rzuciła widząc moich przyjaciół na ekranie.

- Cześć - odparła przyjaźnie Jess, a Jack jedynie kiwnął głową.

- Jakim cudem w ciągu trzech dni doprowadziłaś do tego? - zapytała nagle blondynka rozglądając się po pokoju z uniesionymi brwiami.

- Ej no, sprzątałam - oburzyłam się. - A to, że na razie nie mam mebli to inna sprawa - dodałam śmiejąc się.

- Zostały nam tylko dwie i pół godziny, więc powinnyśmy się zacząć ogarniać, żeby zrobić na wszystkich oszałamiające wrażenie - stwierdziła poważnie Sophie, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę.

- Wyrobiłabym się w godzinę, ale okej - wzruszyłam ramionami i pożegnałam się z przyjaciółmi obiecując, że jutro zadzwonię i opowiem wszystko.

- Ten chłopak - wskazała na komputer. - To ten twój były? - zapytała z zaciekawieniem blondynka zastanawiając się nad czymś. Kiwnęłam tylko głową i czekałam na to aż rozwinie swoją wypowiedź. - Między nimi coś chyba jest - oznajmiła bez ogródek. - Nie mów, że nie zauważyłaś jak on na nią patrzy.

- Zauważyłam, ale może nam się przywidziało? - zapytałam z nadzieją.

- Wiesz, ty jesteś tu oni tam, nie wiesz co robią - stwierdziła cicho blondynka. - Wszystko jest możliwe. Dlatego ty też nie powinnaś rozpaczać i dobrze się bawić!


__________________________________
Ale mnie naweniło! Jestem zadowolona z tego rozdziało, kiedy ja to ostatnio mówiłam? o.O Znowu miałam leciutką przerwę, no ale wybaczycie mi, prawda? Teraz mam ferie i jeśli wena się utrzyma to może coś jeszcze wytworzę. I ta siedzę całe dnie w domu, więc co mi szkodzi xd
Najbardziej z całego rozdziału podoba mi się to wspomnienie, tak fajnie mi się to pisało. nawet pomyślałam, żeby zacząć może pisać w narracji trzecioosobowej, co wy na to? ^^
Do następnego ;*
Pozdrawiam ^^